Obok
bazylii w doniczce piętrzy się kolendra. Zachciało nam się grzanek,
takich pasztecików, z pastą słonecznikową z suszonymi pomidorami. Zrobiłam więc szybko chleb tostowy, zalałam ziarna
słonecznika, żeby kilka godzin później je zblendować z ząbkiem czosnku,
kilkoma suszonymi pomidorami, sokiem z cytryny, natką pietruszki, solą i pieprzem. Oprócz tego damy świeżej bazylii, bo jest rewelacyjna, ser żółty, dużo świeżo mielonego pieprzu.
Taka pasta to też alternatywa dla bułki z serem żółtym w pracy. Jestem serożercą, owszem, ale nawet ja czasem chcę czegoś innego. Poza tym taka pasta służy nie tylko do bułek czy chleba. Można nią zagryzać marchewki czy seler naciowy, pokrojone w słupki. Do pracy idealnie.
Gdy tylko skończyłam ugniatać ciasto, zrobiłam miejsce Michałowi, który w naszym domu jest naczelnym pizzaiolo. Bo dziś pizza na obiad. Z mozzarellą i cukinią. I wino już się chłodzi i film uszykowany. To nasz wieczór.
A w czasie, gdy ciasto na pizzę rosło, my siedzieliśmy na kocu, w lesie. Z książkami. Zapakowaliśmy sobie po bułeczce, wzięliśmy garść orzechów. A nawet nie tylko siedzieliśmy, bo przysnęłam. Tradycyjnie obudziło mnie moje własne chrapnięcie. Taki dzień.
Bardzo ciekawy chlebek :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na swojego kulinarnego bloga :) https://jaglusia.wordpress.com/