Jesień to kino i filmy. Zmęczeni trochę serialami, zrobiliśmy sobie przerwę i od kilku tygodni więcej oglądamy pełnometrażówek. Wkrótce napiszę o nich więcej. Starzejemy się, jesteśmy jeszcze mniej imprezowi, niż kiedyś, na domiar złego, do filmu nie otwieramy już piwa, a parzymy roiboosa. Kocyk, herbata, grube skarpety i Kieślowski. Serio.
Skoro jesień, to i rozgrzewające potrawy gotuję. Zupa dyniowa z chilli i mleczkiem kokosowym gości u nas bardzo często, już się tęskni za dalem soczewicowym. Dziś rano przygotowałam ramen, a przed momentem skończyłam robić chili sin carne, które nam posłuży za obiad na dwa dni. W całym domu pachnie kuminem, papryką wędzoną i pozostałymi przyprawami. Od razu mi cieplej. Lubię to.
Ramen ma tyle przepisów, ilu jest ludzi. Zrobiłam według Wegan Nerd z któregoś "Slowly veggie". Poniżej widzicie zdjęcie sprzed kilku miesięcy, dziś zrobiłam ponownie, z jednym zastrzeżeniem; nie gotowałam 8h, jak wtedy, a 3. No i dziś użyłam makaronu soba, lubię ten gryczany smak.
Jeśli
się będziecie kiedykolwiek mierzyć z ramenem, nie żałujcie grzybków
mun lub shitake i nori. Robią robotę. Jako wkład dałam marynowane i
grillowane później tofu, szczypior, natkę pietruszki i rzodkiewkę.
Michał wyraził
się, że rosół to jedyna rzecz, do której tęskni, odkąd nie je mięsa.
Aktualizacja: "Za niczym już nie tęsknię, skoro robisz ramen" :)
Ten tydzień będzie jeszcze bardziej zwariowany, niż poprzedni. Nie tylko w pracy. Zatrzęsie, mówię Wam.
Nie narzekam na zimno w tym roku. Po prostu odliczam już do wiosny. Już jest połowa listopada. Za chwilę grudzień, który ze względu na święta minie błyskawicznie, a później już z górki. I tego się trzymajmy, a w międzyczasie gotujmy, oglądajmy, kochajmy się.
Ślinka cieknie
OdpowiedzUsuńno było przepyszne, na szczęście mamy jeszcze po 2 porcje na jutro, jako pierwsze danie :)
Usuń