piątek, 29 grudnia 2017

#5 Niedzielne obiadki: Buddah bowl

Dawno nie było mojego ulubionego cyklu. Wracamy z nim! 

Zapragnęłam zrobić coś wyjątkowego na obiad. To nie jest takie proste od 5 miesięcy, ale udaje się średnio raz w tygodniu i czujemy się wtedy jak w niedzielę, choć nie zawsze ten obiad w niedzielę wypada. Wszystko zależy od poziomu wyspania i miliona innych rzeczy. Chciałam trochę wyczyścić lodówkę, trochę zrobić wrażenie, ale przede wszystkim zjeść zdrowo i niecodziennie.



Mieliśmy bardzo dojrzałe awokado, makaron gryczany Soba, któremu zbliżał się termin ważności, ser halloumi, który od dawna zalegał w lodówce, a który uwielbiamy. Dzień wcześniej namoczyłam cieciorkę, po ugotowaniu z części zrobiłam hummus, a odrobinę przyprawiłam wędzoną papryką i podałam w takiej odsłonie, by trochę chrupało. Kilka godzin wcześniej namoczyłam też garść grzybów z zeszłorocznych zbiorów i krótko ugotowałam. Do hummusu pocięłam w słupki seler naciowy i marchewkę, które też zalegały w lodówce. Halloumi zgrillowałam na patelni, jest tak pyszny, że w ogóle go nie przyprawiamy. Ugotowałam sobę, ułożyłam wszystko na liściach sałaty, posypałam resztką natki pietruszki. Polałam całość oliwą, bo na dressing nie wystarczyło mi już kreatywności. Chciałam jeszcze rozgnieść ugotowanego batata i wymieszać z makaronem jako sos, ale zabrakło batata, niestety. 

Było pysznie!!! W buddah bowl chodzi głównie o to, by były różne faktury, coś ciepłego, coś zimnego, jakaś pasta/miazga/paćka, ale i coś chrupiącego, coś miękkiego i coś twardego. Białko, węglowodany, warzywo. No po prostu cała piramida żywienia. Wiem, że to nie wygląda na kaloryczny posiłek, ale zapewniam, że wszyscy się najedli. Halloumi jest tłuściutki, awokado było bardzo duże, porcja makaronu i cieciorki (plus hummus!) też zrobiła swoje. Będę powtarzać, ale chyba odejmę 1-2 składniki, bo trochę za dużo roboty było, również z nakładaniem na talerze, żeby każdy miał trochę ciepłe. Może po prostu przesadziłam z zamiarami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz