Odkopujemy się ze smutków, braku czasu i wracamy do Was, wracamy do ludzi.
Już czas.
baba ganoush |
Tydzień temu wpadli Natalia z Marcinem, przynieśli tradycyjnie wino, a poza tym baba ganoush i pieczywo. Przymierzałam się do tej pasty z pieczonych bakłażanów, z dodatkiem tahini i czosnku. I granat na wierzchu...! Pycha! Wyjadaliśmy pieczywem, popijaliśmy winem, kompotem z rabarbaru i agrestu i dużo rozmawialiśmy.
O sporcie, ale to pomińmy ;)
A dzień później wybraliśmy się do Ruiny. Mieliśmy iść imieninowo na Pad Thai *(24.05 miałam, to pokazuje, jak u nas z czasem...), ale z nieba spadł J, który zaproponował właśnie patataja. Odjechałam. Naprawdę. PYSZNE. Dużo lepsze niż w Berlinie.
Aż strach pomyśleć, jak smakuje w Tajlandii, aj!
Pad Thai |
W pracy sezon, więc...czasu coraz mniej, heh.
O Wrocławiu napiszę wkrótce, obiecuję. Musimy wywołać zdjęcia ;)
Będę wkrótce. Uciekam poczytać i spać. Cieszmy się truskawkami, bo już końcówka!
Pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz