Kocham hummus, naprawdę kocham.
Zasada jest prosta. Gdy hummus jest w domu, Michał godzi się absolutnie na wszystko. Testowałam różne wariacje i najbardziej lubię jednak ten klasyczny, choć z dodatkiem pieczonego buraka jest tak pięknie różowy!
Robiłam hummus dziesiątki razy i wiem, że nie ma sensu przygotowywać go z ciecierzycy z puszki.
Hummus nie zabiera dużo czasu, wystarczy odrobina organizacji.
Wieczorem wrzuć szklankę ciecierzycy do garnka, żeby rano, przed pracą, gdy większość z nas funkcjonuje na autopilocie, wlać wodę (przynajmniej dwa razy tyle) i wsypać łyżeczkę sody oczyszczonej. To niezwykle ważne, z tą sodą, bo ona właśnie sprawi, że Wasz hummus będzie aksamitny.
Wieczorem wymieniacie wodę i gotujecie ok 60 minut, z dodatkiem sody i soli. Najłatwiej sprawdzić, czy jest ugotowany, dusząc ziarno w palcach. Środek powinien być maślany, a nie suchy. Możecie od razu zrobić hummus, ale jak nie macie czasu, zajmijcie się nim za kolejne 24 h :)
Do kielicha blendera przełóż ugotowaną ciecierzycę, dodaj pół szklanki pasty tahini, 3 łyżki soku z cytryny, ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę i zmiksuj na gładko. Następnie dodawaj stopniowo 1/3 szklanki bardzo zimnej wody i posól do smaku.
I do lodówki! A później podawaj polany oliwą i posypany za'tarem (dorwałam ostatnio sumak, więc w końcu mam własną mieszankę zatarową) lub wędzoną papryką. Pasuje też natka pietruszki. Hummus jemy najczęściej z chlebem lub selerem naciowym i marchewką, pokrojonymi w słupki.
Będzie mnie więcej, musiałam sie poukładać ze sobą. Wczoraj zaczęliśmy urlop. Potrzebuję odpoczynku, jak nigdy wcześniej. Mam bardzo pracowity i obciążający psychicznie rok. Będziemy dużo gotować, czytać, chodzić do lasu, trenować. Czyli jak zwykle, tylko intensywniej i wciąż razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz