Intensywny weekend za nami, noc bardzo krótka. Niespodziewany atak astmy nie pozwał spać, dusiłam się okrutnie. Więc szybki prysznic i za chwilę z książką do łóżka. Smalec z fasoli zrobiony, fasolka szparagowa ugotowana, więc lunch do pracy już mam. Nawet na dwa dni. Jeszcze tylko dorzucę jakichś owoców.
Na co dzień gotujemy naprawdę prosto, dość szybko. Zdarzają się obiady, których przygotowanie zajmuje ponad 40 minut, nawet 1h, ale ma to miejsce tylko w weekendy, a najczęściej robię tak (z racji, że ostatnio bardzo dużo pracuję), że w niedzielę przygotowuję obiad na dwa dni. Zamieniam dodatki, np ryż z kaszą bulgur.
Mozzarella, pomidory, bazylia, oliwa, ocet balsamiczny |
Mniej więcej 2 razy w tygodniu nasza kolacja wygląda jak wyżej. Do tego nasz chleb, żytni na zakwasie, z niewielką ilością soli. Bo naprawdę lubimy proste jedzenie. Włoskie najczęściej. Oj, ależ tęsknię za Włochami. Szczególnie w tym roku, bo wróciłam do nauki i systematycznie, w każdym tygodniu poświęcam na to kilka godzin. Pogadałabym sobie po włosku. Zbieram się na odwagę, by zagadać na skypie znajomych. Już mi nawet Vittorio proponował, ale oczywiście mam blokadę. O Vito napiszę Wam zresztą kiedyś, bo to niesamowita historia :)
A może się uda w jakimś listopadzie wyrwać na dłuższy weekend do Rzymu? Z noclegiem przez couchsurfing, jak zawsze. Mhm. Kiełkuje mi w głowie ta myśl. Ale rok temu też kiełkowała. I ciągle są ważniejsze wydatki...
Pojem mozzarellkę, poczytam coś włoskiego i zbiorę się w końcu na te włoskie rozmowy.
Odwagi, Majka, no!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz