To mikołaj, którym się nawzajem obdarowaliśmy z Michałem. Znowu się nie zdublowaliśmy, to jakiś cud, że jeszcze się to nie zdarzyło. W tym roku było blisko jak nigdy. Miałam kupić "Planetę Kaukaz", ale już nigdzie nie było, a kupił ją Michał.
Miałam kupić "Grona gniewu", ale ostatecznie wybrałam "Myszy i ludzie", a okazało się,
że on wziął "Grona...". Nie mogę się doczekać "Światu nie mamy czego zazdrościć", Myśliwskiego, Mrożka i całej reszty, a także wielu prezentów, których tu nie widać
(np. Munro!), bo w tym roku chyba byliśmy oboje bardzo grzeczni - na bogato,
od całej rodziny, wszystko trafione. Zresztą nie tylko od rodziny, ale o tym też później.
Po późnym śniadaniu poszliśmy dziś na godzinny spacer po lesie, potem zjedliśmy obiad - karp, kapusta z grzybami, ale również gęś pieczona, którą dostaliśmy od mamy Michała. Jedzona pierwszy raz, smaczna ;) Pięknie pachnie u nas.
A teraz... Chłodzimy wino, szykujemy miski z orzechami pistacjowymi, dolewamy sobie kompotu z suszu (w końcu z wędzoną śliwką zrobiłam i przypomniałam sobie smak dzieciństwa) i włączamy film. "Ojciec chrzestny III" dziś. Trzeba wcześniej zacząć,
bo to długi film, a ja jutro do pracy niestety muszę iść.
Bądźmy dobrzy dla siebie, nie tylko w święta.
Do jutra! Teraz będę częściej, paluch się goi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz