W piątek wieczorem przyjechali nasi dobrzy znajomi ze Szczecina. Tym razem pretekstem był sobotni start Sebastiana w Maniackiej Dziesiątce. Było okrutnie zimno i kibicując, zmarzłyśmy z Marysią na kość. Ale w głowie wciąż miałam obiad, który na nas czekał w domu: rozgrzewający dal z czerwoną soczewicą i z pęczakiem,
a na
późniejszy deser ciasto czekoladowo- buraczane. Wieczorem poszliśmy na
piwo, natomiast dziś rano po długim, dość leniwym śniadaniu, odprowadziliśmy
gości na tramwaj. Popołudniu miałam jechać na mocny trening, aerobowym jak zwykle w niedzielę.
Walczę od kilku dni z bólem głowy i okrutnym atakiem astmy, ale nie to
było moją wymówką na dziś.
Zapytałam siebie, czy naprawdę muszę to dziś zrobić, skoro głowa boli, oczy się zamykają i zwyczajnie mi się nie chce? Może zostanę, zrobię sobie mini spa, poleżę z nogami do góry? Dlaczego nie zostać w domu i wypić herbatę od Elizy z Łodzi w filiżance od Marysi i Sebastiana ze Szczecina? Przynajmniej dokończę drugą część Prousta, może też pomaluję paznokcie, zrobię wypasioną sałatę do pracy wcześniej, a nie po 22. Napiszę też coś, bo rzadko tu ostatnio bywam.
Poleniłam się więc, nadrobiłam sporo z czytaniem zaległych artykułów. Przesadziłam do większej doniczki kolendrę, która wykiełkowała. Podjadłam pozostałe ciasto i nałupałam orzechów na jutrzejsze śniadanie.
A teraz dalej się lenię, bo za chwilę skończymy z Michałem 5. serię "Mad Mana". Jest coraz lepiej, ale kto mi zabroni i kto krzywo spojrzy? Jest przecież niedziela!
Każdy tydzień zaczyna być podobny do poprzedniego, każdy coraz bardziej zabiegany, a ja czuję zmęczenie już powoli. Nie chcę rzucić wszystkiego na dłuższy czas, potrzebuję jedynie dzisiaj oddechu, naładować się. Ten weekend był inny od pozostałych, bo mieliśmy gości i to też pozwoliło nam się trochę zatrzymać. Jakie szczęście!
Znajdźmy też dla siebie trochę czasu, ja obiecuję częściej się zatrzymywać. A kto z Was ma dzieci, niech przeczyta, to ważny tekst.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz