We wtorek odwiedzili nas nasi ulubieni kociarze, Natalia i Marcin. Pilnujemy sobie nawzajem kotów. Ale to tak niewiele, jeśli chodzi o naszą relację. Łączy nas tak dużo, że nie wystarczyłoby tu miejsca i czasu, by o wszystkim wspomnieć. Rozumiemy się bez słów z nimi, nie mamy wielu takich ludzi wokół siebie.
Nasze spotkania zawsze są sponsorowane dobrym winem i kolacją, raz u nich, raz u nas. Tym razem było u nas. Niewiele jedzenia przygotowałam, ale było dość lekko, bo dip z pieczonego buraka z jogurtem greckim i miodem oraz sałatka z pieczonego kalafiora z upieczonymi orzechami laskowymi oraz pestkami granatu. Z naszym chlebem żytnim. I dwa wina wypiliśmy, tradycyjnie. I rozmawialiśmy, jak zawsze o polityce, wakacjach, kocurkach i planach na najbliższe miesiące.
Aż mi się w głowie kręciło, gdy zasypiałam. Ze szczęścia, że mamy taką Natalię i takiego Marcina, którym zaczynam zdanie, a oni je kończą. Naprawdę. Trochę się zaniedbaliśmy w ostatnich miesiącach. Ale pracujemy już nad tym.
Byli we wtorek, zostali dłużej, bo w środę mieliśmy wszyscy wolne. I właśnie z okazji wolnego poszliśmy z Michałem na spacer. Do lasu mamy blisko, ale podjechaliśmy autobusem spod domu 2 przystanki, by zapuścić się dalej i głębiej do lasu i wracać już krzaczorami i śniegiem po kolana. Spędziliśmy w lesie 1,5h. Wróciliśmy wykończeni zimowym powietrzem, ale i szczęśliwi, że taką naturę mamy pod nosem, że w tak cudownym miejscu mieszkamy. Wypiliśmy po herbacie z rumem, który dotarł do nas z Goa, usnęliśmy, a później zrobiliśmy sobie pizzę. Część z mozzarellą, a część z upieczonym burakiem, który został z uczty z poprzedniego dnia oraz resztą sera feta. Rewelacyjne połączenie, będziemy praktykować częściej!
Odpalamy "Fargo" i szybciej dziś spać, wszak jutro trzeba wstać na trening... Przyjemności!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz