Ulica w Palermo - wyszłam usatysfakcjonowana z seansu, ale powinnam ostrzec, że to raczej dla italofilów. Bardzo włoski, nawet bardzo południowy, bardzo sycylijski. Pani, która zapowiadała film, powiedziała "Żywe charaktery" i takie właśnie znajdziecie w tym filmie.
52 Wtorki - sekcja Sundance jest dla mnie zawsze wyjątkowa. Porusza nie tylko ważne tematy,
ale jest to kino, które ja po prostu bardzo lubię. W filmie zagrali naturszczycy, w co trudno uwierzyć. Tytułowe 52 wtorki, to dni, w których główna bohaterka spotyka się ze swoją mamą, która jest
w trakcie zmiany płci. I tak kręcili ten film - aktorzy, cała ekipa filmowa, spotykała się co wtorek
i dopiero wtedy aktorzy dostawali swoje role i zaczynali wszystko odgrywać. Chodziło o przeżywanie wszystkiego dokładnie w takiej rozciągłości czasu, jak bohaterowie filmu. Dla mnie to świetna produkcja, bardzo polecam.
Amerykańska komuna- dokument o hippisach, którzy stworzyli największą komunę w USA "The Farm". Reżyserki filmu to dwie siostry, które dziś pracują w MTV, a ogólnokrajowe, tygodniowe, spotkanie wszystkich byłych mieszkańców Farmy, jest pretekstem do stworzenia filmu i powrotu
do korzeni. Ciekawy.
Pewnego razu na Dzikim Wschodzie - współczesny western: o miłości, o dumie, o wytrwałości. Przepiękne zdjęcia, dobra muzyka, która na długo zostaje w głowie, bardzo dobry Korkmaz Arslan. Jeśli będzie mieć okazji, obejrzyjcie koniecznie.
Ostatnia wspinaczka- zaznaczmy od razu, że jestem z innej bajki. Michał szukał dla mnie włoskich filmów i sundance, a ja dla niego o zimnie, o wspinaczce, o przekraczaniu granic swojego ciała.
Nie znaczy to, ze on nie lubi tych szukanych dla mnie i na odwrót. Po prostu zawsze w ten sposób sprawiamy sobie przyjemność ;) Lubię filmy o ludziach gór, o wszystkich tych wielkich i mniejszych ekspedycjach, ale... wiem, że ze względu na problemy zdrowotne (astma, zakrzepica), nigdy nie będę miała okazji wejść na MB czy ME. Nie żebym bardzo chciała spać w śniegu... Po takich seansach jest mi zimno, przez cały film zakrywam usta i takietam babskie.
Bo to niemożliwe, żeby oni nie spadli, po prostu. Ale lubię, to takie kino przygodowe dla mnie.
A Ostatnia wspinaczka jest bardzo lekkim filmem z tego nurtu, jednak dość przyjemnym.
Rzymska Aureola - dla mnie mało ciekawy, bardziej doceniam, niż lubię.
Chciałabym się zżyć z bohaterami, a reżyser mi na to nie pozwolił. Oczywiście mam swojego ulubionego bohatera - Człowiek od palm skradł moje serce absolutnie. Film opowiada o życiu mieszkańców przy ogromnej obwodnicy w Rzymie. I jest w nim dużo symboli, ale mnie nie poruszył. Doceniło go jury 70. Międzynarodowego Festiwalu Festiwalu w Wenecji, przyznając mu Złotego Lwa - było to pierwsze od 15 lat zwycięstwo Włochów na tym festiwalu.
Cóż, widocznie się nie znam.
Jan A.P. Kaczmarek robi świetną robotę i jestem co roku szczęśliwa, że tu mieszkam.
W lipcu co prawda żałuję, że nie mieszkam we Wrocławiu (Bo Nowe Horyzonty!), a jesienią,
że w Bieszczadach, cały rok marzę o Ligurii... ale to są inne sprawy zupełnie, nie na dziś.
Dziękuję za kolejny Transatlantyk, do zobaczenia za rok. I proszę, proszę, nie rezygnujcie
nigdy z sekcji Sundance.
Dziś ruszamy z drugą serią House Of Cards, kto jeszcze nie widział, ten trąba!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz