Długo szukaliśmy miejsca na tegoroczne wakacje. Zależało nam na ciszy, braku imprez wokół, braku głośnej młodzieży, ważny był jakiś kawałek lasu, morze lub jezioro (z naciskiem na to drugie, bo nad polskim morzem jest głośno i drogo, poza tym nie można się kąpać, ze względu na zajebiście niską temperaturę wody). Rozumiecie już, że szukaliśmy miejsca dla emerytów. Żeby w ciszy poczytać książkę, rano zrobić trening biegowy, popołudniu pogotować, zdrzemnąć się godzinkę, potem jakaś kawka, ping pong w świetlicy, wypasiona kolacja, do której otworzylibyśmy wino, po kolacji scrabble, memory i MacGyver do snu. Takie retro wakacje. Tak bardzo nasze. Cudownie odpoczęłam.
Ale nie było łatwo znaleźć takiej bazy, bo większość oferuje wypoczynek wśród tłumów, z dyskoteką za rogiem i innymi cudownymi atrakcjami. Albo jesteśmy za starzy, albo się nie nadajemy, no już nie wiem. Byliśmy blisko zrezygnowania z wyjazdu, dosłownie. Bo zależało nam też, by być ok 2 h drogi od Poznania, co utrudniało poszukiwania.
Ale rzutem na taśmę się udało coś znaleźć, choć na miejscu i tak zmieniliśmy nocleg. Jak trafiliśmy? Koniec sezonu, a tu cudowne temperatury, więc cóż... jak zawsze mieliśmy szczęście :)
Żadne tam rowery wodne, tylko łódka! To był mój pierwszy raz i przyznam, że gdyby nie siłownia, nie dałabym rady wiosłować dłużej niż kilka minut... Było extra, a za łódkę nie płaciliśmy, bo jej wynajem (nawet na całe dnie) był w cenie domku. Pływaliśmy prawie 2 godziny i oboje świetnie się bawiliśmy. Koniecznie do powtórzenia w przyszłym roku.
I choć jesień była przepiękna w tym roku, to właśnie czekałam na te chłodniejsze dni, by przypomnieć sobie nasze lato, w tym roku nas bardzo rozpieszczało pogodowo. Wiem, że susza to koszmar i Wielkopolska pustynnieje, ale ja tak kocham wysokie temperatury! I krótkie spodenki, i szmaciane bokserki, i japonki.
Poniżej kilka zdjęć. Wrócimy. Było tanio, spokojnie, a w dodatku w lesie, nad jeziorem. Wszystko, czego pragnęłam. Po zakupy trzeba było iść lasem 5 km w jedną stronę, więc lista zakupów była obowiązkowa. No i duży plecak, plus motywacja do szybszego marszu powrotnego, bo trzeba było zdążyć przed zachodem.
Oglądam, wspominam ten cudowny stan resetu i ułożenia sobie w tamtym czasie różnych rzeczy w głowie i tęsknię. Nie do układanie siebie i głowy, ale do tego chillu, który mieliśmy oboje. Gdyby taką wycieczkę robić sobie co 3 miesiące, chociaż na 3 dni?
A gdyby tak przestać pędzić i nie czuć potrzeby wyciszenia? Da się? Uczę się.
Gdybyście znali jakieś miejscówki dla emerytów, to proszę o info. Odwdzięczę się czymś smacznym, obiecuję.
Och, mamy zupełnie tak samo. To chyba starość już... A tak poważnie, to na własnym przykładzie donoszę, że mieszczuchy odpoczywają najlepiej z dala od ludzi, a ci z bezludzia w wielkim mieście!
OdpowiedzUsuńcoś w tym chyba jest faktycznie!
UsuńCiekawe jest to, że nie mogłabym w takim miejscu mieszkać dłużej niż np rok. Wiesz, kino, teatr, ludzie...
Obawiam się, że ze starością masz rację :(