wtorek, 13 października 2015

Wesele. I szarlotka na pocieszenie

Zaczęło się w środę wieczorem, kiedy już wiedziałam, że skręciłam kostkę. Idealnie na sobotnie wesele Kasi i Tomka, tak wyczekiwaną imprezę, na którą nawet Johnny z Ameryki się pofatygował. Cała nasza ekipa z liceum. No ale przebolałam jakoś, że nie potańczę z moimi przystojniakami.

W piątek wzięłam urlop, by staw skokowy odpoczął.
Popołudniu zaczęło mnie boleć gardło, ale nie dopuszczałam w ogóle najgorszego...
Kiedy w sobotę rano się obudziłam, już wiedziałam, że o wyjściu z domu nie ma mowy, bo ledwo mogłam ustać. Ogromny katar, wielkie węzły chłonne, przeból gardła, ból głowy i ogólna niemoc. 
Michał nas reprezentował, a ja zostałam w łóżku, gdzie na zmianę spałam i płakałam z żalu.

Czas ten został mi osłodzony zdjęciami, które Michał wysyłał na bieżąco oraz telefonem, podczas którego mogłam ich wszystkich usłyszeć. Poniżej najpiękniejsze zdjęcie, jakie udało się Miszy zrobić telefonem:


Kasia i Tomek, piękni, prawda?



I tak się rozwinęło, że wczoraj zdecydowałam się iść do lekarza. Antybiotyk i zwolnienie do końca tygodnia. Cudownie. Gdyby to jednak był koniec... Po powrocie od lekarza zażyłam lek. Tradycyjnie nie spodobała mi się ulotka i informacja i skutkach ubocznych, ale nigdy mi się nie podoba... Po 2 h już wzięłam dwa ibupromy. Zasnęłam z bólem głowy i z nim się obudziłam, postawiłam tym razem na dwa apapy. I nic. Ból się nasilał, po obiedzie znowu dwa ibupromy. Pogoda jaka była wczoraj w Poznaniu, każdy wie: rano słońce, od południa deszcz, więc na początku za potworną migrenę obwiniałam właśnie te zmiany, ale popołudniu, gdy doszły nudności, wiedziałam, że jest gorzej. 

Mamy w domu taki lek przeciwbólowy z kodeiną (Michał kiedyś dostał po wyrwaniu zęba), ale okazało się, że astmatycy absolutnie nie mogą, więc pobiegłam do apteki, a oni na to, że nic mocniejszego bez recepty nie dadzą. No to powrót do lekarza. Czekanie 40 minut, bo oczywiście kolejka, po godzinach i w ogóle, a ból głowy był już taki, że nie patrzyłam na rozmówcę, bo nie mogłam podnieść wzroku.

Pani doktor przepisała Cinie, typowy lek dla migrenowców (gdy już wzrok tracą i inne historie...). Szkoda, że najpierw nie opowiedziała, kto nie może przyjmować tego leku pod żadnym pozorem, bo oszczędziłoby nam to szukania apteki i dawki itd... Oczywiście po przeczytaniu ulotki, okazało się, że jest dla mnie wykluczony. Lekarka wspomniała jednak, że najpierw mam spróbować z pyralginą. Wzięłam więc, zgasiłam światło, leżałam i czekałam. Po 30 minutach zeszła obręcz z głowy, już tylko ćmiło. Jednak po godzinie wróciło. 

Zanim się rozhulało na dobre, wzięłam kolejne dwie tabletki, zrobiłam paczkę z 2 poduszek (im wyżej, tym lepiej przy bólu głowy!) zamrożonego coldpacka owiniętego w ręcznik położyłam na czole i po 10 minutach tak zasnęłam. W ubraniu, bez kolacji, bez siku przed snem, bez umycia zębów. W tej samej pozycji obudziłam się o 7 rano z poczuciem szczęścia: bez bólu.
 
 Dziś, na zszargane nerwy po wczorajszej akcji, miałam resztę szarlotki, którą upiekłam w niedzielę dla skacowanego Michała. Od Addio Pomidory.







KANADYJSKA SZARLOTKA FORDA

4 słodkie jabłka 
1,5 szklanki mąki pszennej
5 łyżeczek mąki ziemniaczanej
pół kostki masła 
1 i 1/3 szklanki szklanki brązowego cukru 
2 jajka
2 łyżki mleka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3/4 łyżeczki soli

Do tortownicy: 1 łyżka masła i 2 łyżki bułki tartej
Do posypania ciasta: 2 łyżki cukru pudru

Jabłka obieramy, oczyszczamy z gniazd nasiennych i kroimy w grubą kostkę.
Przesiewamy oba rodzaje mąki, proszek do pieczenia i sól, dodajemy masło pokrojone w kostkę i rozcieramy palcami, aż powstanie kruszonka. 
Ubijamy jajka z mlekiem i dodajemy je z jabłkami i cukrem do kruszonki
Mieszamy, przekładamy do natłuszczonej i wysypanej bułką tartą tortownicy. 
Posypujemy 1 łyżką cukru.
Pieczemy 45 minut w piekarniku nagrzanym do 190°C, na złoto.
Studzimy i oprószamy cukrem pudrem.


Przygotowanie to ok 15 minut, piecze się tez niezbyt długo. Ciasto wychodzi idealnie, najlepsze jeszcze ciepłe, oczywiście...





4 komentarze:

  1. Oj Maju, Maju... te Twoje choroby!!! Brzydactwa... Życzę zdrówka! A co się z kostką stało, hmmmm???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no słabą odporność miałam od dziecka... teraz i tak choruję rzadko, uwierz :)
      a trudno nie chorować, kiedy w pracy wszyscy kaszlą i nikt nie chce się wyleczyć... :(

      Usuń
    2. Moja obniżona odporność na szczęście objawia się tylko zimnem na ustach najczęściej.... Życzę zdrówka!

      Usuń
    3. dzięki, Aniu!
      No u mnie już było ok, ale słaba sprawa z kaszlącymi współpracownikami...

      Usuń