wtorek, 30 sierpnia 2016

Addio pomidory

Właściwie od miesiąca żywię się głównie pomidorami. Nie tylko za sprawą moich ukochanych lim, ale również dlatego, że zostałam ostatnio obdarowana przez znajomych z pracy. 

Uwielbiam to, taką wymianę życzliwości, która polega na sprawianiu sobie przyjemności, sprawiając tę przyjemność innym. Do you know what I mean? Dajesz komuś pomidory, wiedząc, jak bardzo się ucieszy i jesteś szczęśliwy, że się udało, że są smaczne. Albo on Tobie daje słoik hummusu i cieszy się, że Ci smakuje.



Miałam dostać kilka pomidorów "na spróbę", a przywieźli chyba z 3 kg. 
Jedliśmy je ponad 2 tygodnie :) Ale nie były to męczarnie i żadne z nas nie marudziło.
Bardzo, bardzo dobre, no i jak to "swoim", czy działkowym, wiele nie trzeba. Ja dodałam szczypiorek, chlust (albo dwa!) oliwy, sól, pieprz i jeszcze jakaś resztka kiełków jeszcze się zaplątała. Do tego domowy chleb żytni i drugie śniadanie jest idealne. 

Takie skromne posiłki (bez mozzarelli czy innych życio-umilaczy) zresztą mi nie zaszkodzą, bo zaczęłam właśnie (który to już raz?!) moją mini redukcję. Ale o tym kiedy indziej.

Jeszcze za wcześnie, by się z nimi żegnać, ale utwór towarzyszy mi co roku, we wrześniu :)






czwartek, 25 sierpnia 2016

Rowerowo - Puszczykowo

Świąteczny poniedziałek 15. tego miesiąca poświęciliśmy znowu rowerom. Tym razem tylko we dwoje.
Przejechaliśmy tego dnia 55 km, w większości (nie przesadzę pisząc o 80%) po leśnych ścieżkach. Wszystko to Niebieskim Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. Przez Luboń dojechaliśmy do Puszczykowa. Luboń jaki jest, wiemy, ale byliśmy od jego najgorszej strony, niestety, mając wrażenie, że trafiliśmy do jakiejś zabitej dechami wioski. 

Ze względu na weekend, ludzi było sporo po drodze, ale niespecjalnie nam to przeszkadzało. Jaki może być cel na tej trasie? Oczywiście tylko jeden, czyli lody w Puszczykowie (ewentualnie muzeum A. Fiedlera, które już jednak kiedyś zwiedziliśmy). Tradycyjnie była długa kolejka i tradycyjnie lody rozczarowały. Kawa również, więc po przejechaniu zaledwie 2km zatrzymaliśmy się ponownie i zjedliśmy focaccię, którą Michał bardzo lubi robić na wypady rowerowe. Tak, mąka, drożdże, dużo oliwy, czego tu nie lubić?!





Wiedzieliśmy gdzie jechać tylko dlatego, że Michał tam kiedyś biegał, bo oznaczenie trasy pozostawia wiele do życzenia... Może gdyby było wszystko lepiej i wyraźniej opisane, więcej ludzi jeździłoby tam rowerami? 
Czasem niewiele trzeba, by zachęcić ludzi do aktywności w weekend. Choć i tak mnóstwo ludzi woli aktywniej spędzać weekendy, więc widać w lesie ruch - rowerowy i biegowy. To bardzo cieszy oko, bo takie działania zaprocentują i kiedyś będziemy mieć zdrowsze społeczeństwo. Naiwnie w to wierzę. I w ludzi.

Wracam do celebrowania ostatnich wspólnych dni urlopu. Przyjemności!
 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Odpoczywamy


Tak właśnie spędzamy urlop. Czytamy, jemy, siedzimy w lesie i dużo jeździmy rowerami.



Kilka dni spędziliśmy na wsi. Popracowaliśmy w ogrodzie, złapaliśmy trochę słońca, pogotowaliśmy innym, zrobiliśmy pysznego wegetariańskiego grilla z obłędnym tofu musztardowym, które jest warte powtórzenia, oj tak! Udało mi się zerwać działkowe pomidory i zjeść z nimi sałatkę, w skład której poza królami lata było kilka oliwek, cebula i szczypiorek. Przyprawione wszystko zostało jedynie oliwą, solą i pieprzem. Uczta, to jest naprawdę uczta! 

To aż nieprawdopodobne, jak te pomidory pachną i smakują. Pachną działką sprzed 25 lat. Pamiętam ten zapach, który snuł się do końca dnia za mną, gdy dziadek pokazywał mi pomidory, marchewki i szczypior. I zrywaliśmy, wybierając dojrzałe, ale bez pośpiechu. Pilnował, żebym wąchała i zapamiętała ten zapach. Dziadku, zapamiętałam :) A później wracaliśmy razem starą Ukrainą do domu, ja na bagażniku, oczywiście. I zawsze mówiłeś, ze droga powrotna jest krótsza, że się szybciej wraca. Nie wierzyłam, a dziś wiem, że to prawda, mam tak samo.






Ja, mieszczuch, coraz więcej myślę o życiu na wsi. Niekoniecznie polskiej. Żeby była czereśnia, grusza, dwie jabłonie, orzech włoski, a wokół domu pomidory, jarmuż, dynie, poziomki i jeżyny, na tyłach kompostownik. Przy domu las. I jakiś pies kulawy ze schroniska, który będzie towarzyszem naszych kotów. 
Może kiedyś. Za 10-20 lat? 

Żeby zrealizować konkretne plany i/lub marzenia, musimy zacząć coś robić. Inwestować w siebie, w rozwój, iść do przodu. Ostatnio muszę sobie to powtarzać, by nie zapomnieć. Bo tak bardzo szkoda każdego dnia na nicnierobienie.

Wracam do nauki, włoski czeka.


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rowerowo - Kiekrz

Trzy tygodnie temu wybraliśmy się z przyjaciółmi na piknik rowerowy. Była duszna niedziela.

Podstawą dobrej wycieczki jest zawsze posiłek. My zrobiliśmy focaccię (jedną z oliwkami, rozmarynek i solą gruboziarnistą, drugą bez soli, bo nasi współtowarzysze bardzo mało solą), których kawałki maczaliśmy w oliwie z oliwek, a oni pastę z suszonych pomidorów oraz kotleciki z kalafiora, w których ostatnio się zakochałam. Były też pomidory i sezamowe ciasteczka. Ciężko było się później zebrać, by wracać do domu. Szczególnie, że miejsce na piknik, które znaleźliśmy, było totalnie odosobnione, choć blisko ścieżki, ale chyba już za daleko dla codziennych spacerowiczów. Jedliśmy, rozmawialiśmy o Iranie, odpoczywaliśmy i głęboko oddychaliśmy, ciesząc się sobą i lasem wokół. Przyjemny spokój.




Mimo balastu w formie przeciążonych żołądków, pojechaliśmy okrężną drogą, przez Kiekrz. I tam właśnie, zjeżdżając z dłuuugiej górki przy jeziorze, usłyszeliśmy huk. Marcin złapał gumę. Już chciałam dzwonić do rodziny, która w Kiekrzu ma działkę i jest tam w każdy weekend, ale okazało się, że to niepotrzebne. Michał ma przy sobie zawsze klucz i zapasową dętkę. 




Dzięki porannemu treningowi, na który dojeżdżam rowerem, przejechałam tego dnia 56 km. 
Wróciliśmy po 19, zjedliśmy obiadokolację, wypiliśmy piwo i poszliśmy spać. To był udany dzień :)


poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Mornings

W urlopie jest milion rzeczy, które uwielbiam i większość kojarzy się jednak z Miszą, ale absolutnie Top3 są wspólne poranki. Właściwie zawsze jemy śniadanie razem,w  tygodniu również (chociaż trochę się mijamy, bo wstaję 35 minut wcześniej, ale gdy jem, Michał się krząta), ale w wolne dni jest zupełnie inaczej. Słuchamy Mary Ann Hobbs i razem gotujemy.


Quinoa z malinami i jagodami



Mam jeszcze garść jagód, ale zabrakło mleka, więc zalałam wczoraj migdały na domowe mleko migdałowe. Dziś rano jednak Michał  skutecznie namówił mnie na Vermont pancackes, które najczęściej jemy w weekend po treningu. Jest w nich sporo kalorii i białka, dlatego są idealne po mocnym lub długim treningu, który zwykle wypada w niedzielę. Ale zdecydowaliśmy, że zrobimy je tym razem na mące gryczanej, której ostatnio sporo jemy. Wszystko nam z nią smakuje, jest rewelacyjna! Do tego syrop klonowy, jagody, maliny, resztka wiśni i dżem z owoców leśnych.


Już mi smutno, gdy pomyślę, jak kolorowe mam ostatnio śniadania. Czerwiec i lipiec to moje ukochane miesiące, jest wtedy obfitość owoców i warzyw, której nie jesteśmy w stanie przejeść. Spójrzcie tylko na zdjęcia z ostatnich śniadań.


Chia pudding na m.sojowym waniliowym, z jagodami


A migdałową jaglankę z jagodami zrobię następnym razem :)

Jedną ręką robimy pancackes, a drugą focaccię, o której napiszę więcej wkrótce.
Na dziś zaplanowaliśmy wycieczkę rowerową, więc już uciekam!


niedziela, 14 sierpnia 2016

Hummus

Kocham hummus, naprawdę kocham.

Zasada jest prosta. Gdy hummus jest w domu, Michał godzi się absolutnie na wszystko. Testowałam różne wariacje i najbardziej lubię jednak ten klasyczny, choć z dodatkiem pieczonego buraka jest tak pięknie różowy! 
Robiłam hummus dziesiątki razy i wiem, że nie ma sensu przygotowywać go z ciecierzycy z puszki. 
Hummus nie zabiera dużo czasu, wystarczy odrobina organizacji. 

Wieczorem wrzuć szklankę ciecierzycy do garnka, żeby rano, przed pracą, gdy większość z nas funkcjonuje na autopilocie, wlać wodę (przynajmniej dwa razy tyle) i wsypać łyżeczkę sody oczyszczonej. To niezwykle ważne, z tą sodą, bo ona właśnie sprawi, że Wasz hummus będzie aksamitny.

Wieczorem wymieniacie wodę i gotujecie ok 60 minut, z dodatkiem sody i soli. Najłatwiej sprawdzić, czy jest ugotowany, dusząc ziarno w palcach. Środek powinien być maślany, a nie suchy. Możecie od razu zrobić hummus, ale jak nie macie czasu, zajmijcie się nim za kolejne 24 h :)

Do kielicha blendera przełóż ugotowaną ciecierzycę, dodaj pół szklanki pasty tahini, 3 łyżki soku z cytryny, ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę i zmiksuj na gładko. Następnie dodawaj stopniowo 1/3 szklanki bardzo zimnej wody i posól do smaku.

I do lodówki! A później podawaj polany oliwą i posypany za'tarem (dorwałam ostatnio sumak, więc w końcu mam własną mieszankę zatarową) lub wędzoną papryką. Pasuje też natka pietruszki. Hummus jemy najczęściej z chlebem lub selerem naciowym i marchewką, pokrojonymi w słupki.





Będzie mnie więcej, musiałam sie poukładać ze sobą. Wczoraj zaczęliśmy urlop. Potrzebuję odpoczynku, jak nigdy wcześniej. Mam bardzo pracowity i  obciążający psychicznie rok. Będziemy dużo gotować, czytać, chodzić do lasu, trenować. Czyli jak zwykle, tylko intensywniej i wciąż razem.