środa, 29 listopada 2017

Halo, to ja!

Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Poważnie zastanawiam się nad dalszym prowadzeniem bloga. Odkąd zostałam mamą, kompletnie brak mi czasu na wypełnienie tej przestrzeni w internecie. Nawet jak mam chwilę, by coś dla Was napisać, dochodzę do wniosku, że to bez sensu. Moje życie kręci się wokół skoków rozwojowych, ząbkowania czy koloru kupy. Naprawdę. Przez najbliższe miesiące się to raczej nie zmieni, więc nie widzę sensu pisać Wam, co u mnie. Później powinno być już łatwo. Tfu, przepraszam, łatwiej. 

W listopadzie jednak coś drgnęło, przyznaję. Postanowiłam, że muszę zacząć wychodzić z domu, bo zwariuję. Dla dobra mojego i Michała. Dwa razy w tygodniu chodzę na pilates lub zdrowy kręgosłup. Okazało się, że 5 minut spacerkiem od domu ktoś prowadzi zajęcia na tej zatęchłej wsi. Cudownie. Czuję się, jak spuszczona ze smyczy, gdy wychodzę :) ale tez nie przedłużam, bo zajęcia są wieczorami, a o tej porze dnia dziecko jest trochę trudniejsze, więc łatwiej, gdy są dwie osoby do noszenia i śpiewania. 

Fizjoterapeuta i ginekolog dali zielone światło do ćwiczeń (miałam lekki rozstęp mięśnia prostego brzucha), więc zapisałam się od razu na te zajęcia. Szczególnie, że zaczęłam czuć kręgosłup. Co poza tym? Joga 3-4 razy w tygodniu po 15-20 minut. I udaje mi się trochę ćwiczyć, ale dopiero zaczynam, jakieś squaty, delikatne podskoki, coś z Chodakowską... Jest trudno, jak cholera. Ale nie tak źle, jak się spodziewałam. Chciałabym do końca stycznia zrobić te moje 10 pompek :) Ale nie wiem, czy to jest realne. Czuję się silna, jak nigdy dotąd, jednak nie ma to dużego odzwierciedlenia w moich mięśniach. Daję sobie czas, jak nigdy wcześniej. Bo, jak nigdy wcześniej, mam dużo luzu.

Najłatwiej nie jest, bo Janek pięknie przesypia noce (chyba, że ząbkuje), więc w dzień jest dość aktywny. Choć karmię co 2h, między karmieniami śpi 20-30 minut. To niewiele, by coś zrobić. Więc często ćwiczę z nim, co jakiś czas przerywając. Wolę tak, niż nie robić nic. 


poniedziałek, 27 listopada 2017

Co czytałam we wrześniu i październiku

Mocno się zastanawiam nad dalszym prowadzeniem tego bloga. Widzę, że zaglądacie, ale... nie mam o czym szczególnym pisać. Serio. Zajmuję się dzieckiem i czytam, co umożliwia mi karmienie piersią i kindle, do którego się przekonałam przy dziecku właśnie. Poniżej skrót tego, co przeczytałam we wrześniu i październiku.


"Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym" Jennie Dielemans


Podróżując, wybieram zawsze wyjazdy na własną rękę. Nie bawi mnie urlop spędzany przy basenie hotelowym itd. A po lekturze tych reportaży - jeszcze bardziej. Bardzo smutne jest to, jak niewiele zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób powstają kurorty, hotele i kto jest ich właścicielem, czyli do czyjej kieszeni wpływają pieniądze, które zostawiają turyści. Nie myślmy, że do lokalnej społeczności... 



"Nawiedzony dom. Opowiadania zebrane" Virginii Woolf

Część opowiadań wybitna, część nudna. Może to zły czas i muszę do nich powrócić kiedyś? Nie zachwyciły mnie tak, jak się tego spodziewałam.


"Most na rzece Kwai" Pierre Boulle

Teoretycznie jest to opowieść o jeńcach brytyjskich i wrednym japońskim pułkowniku. Ale tylko teoretycznie, bo najciekawszy jest tu aspekt psychologiczny. Bardzo interesująca. Polecam!


"13 pięter" Filipa Springera

Jakie mogą być opowieści o polskim budownictwie? Nudne, rzecz jasna. Ale nie w przypadku Filipa Springera. Bardzo polecam, szczególnie tym, którzy zamierzają wziąć kredyt mieszkaniowy, ale nie tylko. Poruszające, gorzkie, wszystkie niezwykle przejmujące.


"Sklepy cynamonowe" Bruno Schulza

Absolutnie przepiękny język, pachnie dzieciństwem. 



"Szklany klosz" S. Plath 

To jedna z tych książek, które zawsze czekały w jakiejś kolejce. Niepotrzebnie. Przeczytajcie koniecznie!



"Sława i chwała" Jarosława Iwaszkiewicza


Październik należał do tej powieści. 
Od lat kocham Iwaszkiewicza, jego opowiadania mogę czytać bez przerwy. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak długo leżała na półce "Sława i chwała".
Arcydzieło. Jedna z najlepszych książek, jakie w życiu przeczytałam. Przemijanie tak opisuje Iwaszkiewicz, że to aż boli.
Cudowna panorama społeczeństwa. Bardzo polecam, to prawdziwie piękna literatura.



"Jaglany detoks" Marka Zaremby

Ciekawe kompendium wiedzy na temat zdrowego odżywiania poprzez oczyszczanie i zachowanie równowagi kwasowo-zasadowej. 
Myślałam, że dużo wiem o kaszy jaglanej, a wyciągnęłam kolejne ciekawostki z tej książki.
Fragmenty o bogu oraz sugerowanie, że joga to dzieło szatana (nie dosłownie) i podobne dywagacje ominęłam szerokim łukiem.