niedziela, 29 stycznia 2017

Dzielimy się szczęściem

W tym tygodniu minęło nam 10 lat razem. Za sukces uważam zero separacji czy odpoczynku od siebie, choć były już takie momenty, że niewiele brakowało... Ale przetrwaliśmy to, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że jesteśmy dla siebie. Książki, filmy, światopogląd, kuchnia, zainteresowania - dzielimy razem. Ale jest i tak sporo różnic między nami, które jednak przezwyciężamy, jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nie będziemy idealni dla siebie, czytający sobie zawsze w myślach. Ale nie o tym chciałam dziś pisać. 



Nowy człowiek w drodze. Kiedy będziemy zajadać się truskawkami i czereśniami, powinien się urodzić, w samym środku gorącego lata. Nie możemy się już doczekać, jednocześnie jesteśmy odrobinę stremowani, czy podołamy nowej roli. Nie chodzi tu o zmianę naszego życia, bo umówmy się, że nic już nie będzie takie samo, a pierwsze lata będą dużo trudniejsze, niż się spodziewamy. Ale zostaniemy rodzicami, a to ogromna odpowiedzialność. Dużo o tym rozmawiamy, uspokajając się nawzajem. Musi być dobrze. Ale ta myśl, że tak dużo zależy od nas, wcale nie daje nam poczucia władzy, tylko trochę przeraża.



Staram się dużo odpoczywać, czytać, nie marnować czasu, ale nie przemęczać się, bo wydolność spadła mi okrutnie. Będę pewnie więcej pisać teraz o ciąży, bo trudno ukryć, że to temat przewodni naszego życia w tej chwili, ale postaram się Was nie zanudzać jedynie tym tematem. Pozdrawiam serdecznie z 15.tygodnia ciąży i uciekam jeść coś dobrego, zdrowego, sycącego... :) 


Ostatnio to moja ulubiona wariacja śniadaniowa - rozgniecione awokado

 

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Chleb żytnio- gryczany z melasą i kminkiem, od Trufli

Mam trochę więcej czasu ostatnio, niż przeciętny człowiek, więc zaczynam kombinować. Z chlebem też. Oj, najlepiej uczyć się chleba i bułek od Trufli, mówię Wam. Ta dziewczyna to złoto. I od niej właśnie jest przepis na chleb żytnio-gryczany. Bajka. I z dżemem i z hummusem z soczewicy (też jej autorstwa, zresztą, poszukajcie u niej na blogu), oczywiście wcześniej musi być kawałek dobrego masła. Ja w ogóle lubię masło (niestety), ale odkąd robię chleb, to zupełnie zwariowałam na jego punkcie, bo nie wiem, czy jest coś lepszego od ciepłego jeszcze, parującego chleba, dopiero wyjętego z Waszego piekarnika z grubą warstwą masła... Aj! 

Jest trochę ciężki w smaku, ale lubię takie. No i ta skórka! Cudownie chrupiąca, naprawdę cudownie! Te dwa bochenki zniknęły błyskawicznie u nas, oboje sobie równo wydzielaliśmy, co może tylko oznaczać, że szybko do niego wrócimy.




Przygotowanie tego chleba jest dziecinnie proste, zresztą Trufla pięknie i czytelnie wszystko tłumaczy. Wkrótce zabieram się za jej kolejne bochenki, nie mogę się już doczekać! Ale dziś lub jutro chciałabym zrobić bułki według jej receptur. Muszę tylko zaopatrzyć się w żyletkę, żeby nacięcia były choć zbliżone, bo tak idealnie, jak u niej, to chyba nigdy nie będą...
 
Piękne słońce dziś, więc uciekam za chwilę do lasu na godzinkę! 

Życzę Wam dużo słońca i miłości w tym tygodniu :)

Zostawiam Was z Lapsley, do której się w końcu przekonałam. Przesłuchajcie tę płytę, jest dostępna na Spotify. Dla mnie najlepszy chyba jest utwór numer 1, ale zostawiam Was z tzw hiciorem, który jest jednocześnie ukłonem w stronę koleżanki z południa Polski. To dzięki niej dałam Lapsley drugą szansę.




poniedziałek, 9 stycznia 2017

Owsianka kokosowa z żurawiną

Wczoraj zrobiłam obiad na dwa dni, z przepisu niezastąpionej Maddy, której receptury nigdy mnie nie zawiodły. Chana masala. Jak tylko masz cieciorkę, obiad jest naprawdę błyskawiczny, przygotowanie go zabiera nie więcej, niż 20-25 minut i mamy go na 2 dni! Jest tak pyszny, że Michał mruczał z zadowolenia podczas posiłku.

Miałam wątpliwości, czy na pewno dać tylko pół puszki mleczka kokosowego i 1 puszkę pomidorów, ale oczywiście okazało się, że wszystko jest idealnie zgrane i wyważone. 




Ucieszyłam się, że zostało mi trochę mleczka kokosowego, bo nigdy mi nie zostaje z porcji obiadowych czy zup i nigdy nie miałam możliwości zrobić np owsianki na tymże. Och, jaki błąd kardynalny, moi drodzy! Moje kubki smakowe dziś zwariowały!

Inspirowałam się przepisem od Jadłonomii.


OWSIANKA KOKOSOWA Z ŻURAWINĄ

1/3 szklanki płatków owsianych
pół puszki mleczka kokosowego
1/3-1/2 szklanki wody (w zależności od upodobań, ja lubię gęstą owsiankę)
nasiona z 1/4 laski wanilii
1 łyżeczka cukry trzcinowego
2 łyżki żurawiny

Wszystkie składniki poza żurawiną umieścić w rondelku i gotować na najmniejszym ogniu około 5 minut, aż zgęstnieje. Co jakiś czas mieszaj, żeby nic nie przywarło do dna garnka. Podawaj z żurawiną.

Zwariowałam, naprawdę. I teraz nie wiem, czy mam robić co tydzień chana masalę, żeby móc robić tę owsiankę? :)


Życzę Wam miłego dnia, kochani i niech ten tydzień będzie lepszy.
Sobie życzę w nim więcej sił, o.


środa, 4 stycznia 2017

Para Bar

Od kilku lat zakończenia oku miałam ciężkie. Niekończący się proces w sądzie o spadek po ojcu i kilka innych problemów osobistych powodowały, że bałam się kolejnego stycznia.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio z tak czystą głową wchodziłam w nowy rok. Z taką nadzieją, spokojem i optymizmem. My już wiemy, że ten rok będzie nie tylko lepszy, ale i zupełnie inny od poprzednich i nawet na jotę nie będzie ich przypominał. 

 Mam kilka postanowień noworocznych, jak co roku, ale są one zupełnie inne, niż zwykle, a i widzę, że chyba bardzo popularne. Zwalniam. Zwalniam tak bardzo, jak nawet sobie nie wyobrażacie. Z życiem, z ludźmi, ze wszystkim. Póki co, idzie dobrze.

Ale postanowiłam też, że będę bardziej dbać o ludzi, tych dobrych wokół nas. Czyli mniej internetowych spotkań, więcej rzeczywistych. Nie ukrywam, że czas mi sprzyja, no ale nic na to nie poradzę, całe życie mam szczęście. 

Wczoraj spotkałam się z Tusią, która od niedawna mieszka w Olsztynie. Bardzo interesująca i inspirująca osoba. Zjadłyśmy pierożki dim sum w Para Barze i wypiłyśmy kawę/herbatę w Taczaka 20. Jak to miło porozmawiać z kimś tak otwartym, jak ona! Niewiele trzeba tłumaczyć, nie wszystkie zdania muszę kończyć, bo wszystko jest jasne.




A pierożki na parze... chyba nie muszę ich reklamować? Kilkanaście smaków nadzienia do wyboru. Ciasto cieniutkie, delikatnie, rzadka (dla mnie) okazja do jedzenia pałeczkami i urocze sitko bambusowe, w którym mamy przygotowane i podane danie (właśnie szukam w internecie okazji, by je kupić do domowego użytku!), a do tego zachęcająca cena, bo ok 13 zł za porcję. Oczywiście większość pierożków jest wegetariańska. Serdecznie polecam!

A Taczaka 20 chyba też każdy poznaniak zna. Trochę tam jednak zmarzłam... I może następnym razem skuszę się na jakąś panini z awokado czy cuś.

Zawijam się w koc z kubkiem herbatki z dziewanny, wyłączam internet, czytam dalej książkę i powoli się uspokajam przed nadchodzącą nocą.