czwartek, 26 lutego 2015

Fink





Wciąż pokoncertowo. Na mnie wywarł doskonałe wrażenie. Uwielbiam to jego mruczenie i takie niby-od niechcenia śpiewania. Uwielbiam. Pomógł w tym tygodniu, niedziela była wypełniona po brzegi, bo mieliśmy spotkanie w gronie najbliższych przyjaciół rodziców z okazji rocznicy śmierci taty. Jakoś to z mamą przetrwałyśmy. 
Tatę Fink by znudził, no i śmiałby się z tych jego czapek i łańcuchów ;)

... Ale kibicowałby mi tata bardzo w pompkach, które robił często i dużo. A dziś ja zrobiłam po treningu 7. I to już jest wyzwanie, żarty się skończyły. 

Moja pakernia nie gra Finka, ale mam go w głowie wciąż, to wystarczy.







środa, 18 lutego 2015

Chleb pomidorowy

O chlebie naszym wkrótce, dziś o nie naszym, bo na drożdżach, których nie używam akurat do tego wypieku (tzn robimy na zakwasie wyłącznie). Przygotowanie go zajęło łącznie z wyrabianiem 15 minut. Potem  godziny rósł, a następnie 45 minut się piekł. I już. No nie powiecie mi, że zrobienie chleba to jakis problem, albo że czasu Wam brak :)

Cztery składniki. C Z T E R Y. Mogłam oczywiście dołożyć słonecznika, albo siemię lniane, albo cokolwiek, ale chodzi mi bardziej o skład chleba, który kupujecie zwykle. Fu.

Zainspirowała mnie Liska, na instagramie wrzuciła zdjęcie swojego pięknego chleba, na prośbę wszystkich podała przepis. Mój nie wyszedł taki wyrośnięty, ale jest pięknie różowy i z bardzo chrupiącą skórką.


380 g mąki pszennej, 300ml soku pomidorowego, 30 g świeżych drożdży, dwie płaskie łyżeczki soli. Dokładnie wyróbcie (ok 10-12 minut), następnie uformujcie kształt bochenka, zostawcie do wyrastania na ok 2h, a następnie upieczcie go nie dłużej niż 40 minut w 220 stopniach.









Enjoy ;)


ps. Następnym razem dodam pokrojone suszone pomidory i świeżego rozmarynu i może garść słonecznika?


wtorek, 17 lutego 2015

Marzenia o kremie z czarnej rzepy

W zeszłym roku czekałam z sianiem zbyt długo, niepotrzebnie. Tym razem wykorzystałam fakt, że jestem chora. Antybiotyk oczywiście dostałam, podobno nie było wyjścia... 

Wysiałam pierwsze cztery rośliny: bazylię, kolendrę, poziomki i rodzynek brazylijski (inaczej miechunka jadalna). To ostatnie nie wiem, co to do końca, widziałam kiedyś u kogoś, a w weekend wpadło mi w ręce w ogrodniczym. Na opakowaniu przeczytałam, że po wysuszeniu smakuje jak rodzynki, a na surowo można też jeść, poza tym robić kompoty i przetwory. No zobaczymy, nawet jeśli ostatecznie nie będzie jadalne, ładnie wygląda. No risk no fun! Poziomki... No ciekawe, czy wzejdą. Bo marzę o nich, naprawdę! Tak żeby sobie latem o świcie wyjść na balkon i zerwać 3-4 do owsianki...

Poziomki, kolendra, bazylia, rodzynek brazylijski


Te dwa dni w łóżku wykorzystałam na duolingo i książki. Spałam, robiłam duolingo, czytałam i tak w kółko. Czy ktoś z Was jeszcze nie zna duolingo? To darmowy program do nauki języków obcych. Jestem jego wielką fanką.

Dziś tylko ruszyłam się z domu do zieleniaka, bo zapragnęłam zupy z czarnej rzepy, ale oczywiście akurat dzisiaj jej zabrakło... Zaimprowizowałam więc, a miałam ochotę na biały krem jakiś. 
Wzięłam duży seler, dwa korzenie pietruszki, dwa pory, dwie cebule i trochę ziemniaków. Obrałam, pokroiłam w większą kostkę i wrzuciłam na rozgrzany olej do dużego garnka. Po kilku minutach zalałam wodą mniej więcej centymetr nad warzywami i gotowałam do miękkości. Po przestygnięciu zblendowałam, doprawiłam solą i pieprzem, podałam z posiekaną natką pietruszki.  

Pycha!I tak się grzeję wciąż tym kremem, bo oczywiście porcja dla armii wyszła.

Kaszlę okrutnie, no ale kaszleć będę jeszcze długo... Treningi od kilku dni znów dla mnie nie istnieją. W sobotę pojogowałam i dziś też bym chciała. Może krótka sesja bardzo spokojnej vinyasy uspokoi kaszel?


niedziela, 15 lutego 2015

Będzie u nas ostro

Słoneczna niedziela za nami.
Trening odpuściłam, za moment dowiecie się,z jakiego powodu.

Michał ruszył na swoje 30-km wybieganie, a ja jadłam.
Dzień zaczęłam od jajecznicy z jarmużem. Och, jakie to cudowne odkrycie zeszłego roku w naszej kuchni! I nawet w poczciwej biedronce go znajdziecie. Wystarczy go chwilę podsmażyć i już. A jaki kolor zdobywa na patelni! Niezwykle intensywny, jakbyśmy go pomalowali wiosną, bo jest soczyście zielony.

W międzyczasie chleb się upiekł, tym razem otręby zastąpiłam mąką orkiszową, muszę przyznać, że mieszanka żytnio-orkiszowa okazała się strzałem w dziesiątkę, będziemy stosować wymiennie. Pierwszy raz też pamiętałam o dodaniu czarnuszki. Jest moc! Ale o chlebie będzie osobno, już niedługo.

Potem pojechałam po porcję nasion i kiełków. W tym roku będzie ostro, będą pomidory i papryczki na balkonie. Tzn na razie siejemy, a czy coś wzejdzie i da plony, to się okaże... Trzymać kciuki! Czaję się też na jarmuż, bo podobno rośnie jak chwast, a potem można go przecież zamrozić, gdyby się okazało, że nie przejemy.

W zeszłym roku wystartowałam z ogródkiem na balkonie, ale właściwie poza rukolą i roszponką, były tylko świeże zioła, za to w nieprzyzwoitej ilości głównie kolendry i bazylii. Okazało się, że to nie jest takie trudne, chociaż z rozmarynem się nie dogadałam, albo miałam trefne nasiona... Ale w tym roku walczymy dalej i nawozimy jedynie cudami typu napar z pokrzywy i skrzypu.

A na drugie śniadanie zjadłam owsianko-jaglankę z mrożonymi truskawkami, wciąż wierząc, że odpędzę choróbsko, które poczułam w piątek wieczorem. 


Na obiad pęczak z mrożonką, którą latem przygotowałam (papryka zielona i czerona, cukinia, bakłażan) i improwizacją w postaci przypraw (sól, pieprz, p.słodka, oregano, cząber, kumin, gałka muszkatołowa, cynamon, suszona papryczka jalapeno, musztardowiec), nad którym Michał się unosił. Tak, lubię takie 15-minutowe obiady :)

I sporo owoców jeszcze było i hektolitry herbaty z imbiru. Dogadzam sobie, wierząc w cudowne ozdrowienie, a i tak już zaklepałam 2 dni urlopu i rano pobiegnę do lekarza... Why oh why, dopiero skończyłam antybiotyk...


niedziela, 8 lutego 2015

Sunday morning


A dziś było tak pięknie rano, tak słonecznie, że nie mogliśmy się powstrzymać. Tata był morsem: to raz. A dwa: zawsze chciałam spróbować. 
Wytrzymaliśmy po 30 sekund, po powrocie z balkonu czekał ręcznik, ciepłe skarpetki i herbata z imbiru.





Nie było tak łatwo, jak wygląda: ból, ból, ból, ale największy ból był, jak weszliśmy do mieszkania właśnie. 

Będziemy stosować częściej, o ile pogoda pozwoli ;)




czwartek, 5 lutego 2015

Urodzinowy

Na 30. urodziny podarowałam sobie drugi tatuaż. Dwanaście lat od poprzedniego, też urodzinowego, upłynęło i to troszkę za długo. W końcu mam w takim miejscu, że mogę sobie na niego zerkać w ciągu dnia, szczególnie, że w pracy mam raczej krótki rękawek, maksymalnie 3/4 ( bardzo ciepło u nas).

Wczoraj byłam na poprawce, bolało bardzo bardzo, bo okazało się, że moja skóra odrzuca go jednak trochę, więc Artem musiał się wbić głębiej.

Michał nie jest fanem tatuaży, więc muszę się bardzo powstrzymywać, żeby nie robić kolejnego w najbliższym czasie... Bo kolejny będzie na pewno. :)





niedziela, 1 lutego 2015

KUKBUK: Niedzielny obiad, czyli how not to diet

Do śniadania czytałam najlepszy magazyn na świecie. "O, zobacz, może dziś?",  no i proszę.



Bardzo chciałam użyć w końcu topinamburu, ale jakoś na niego nie mogę trafić... Zastąpiłam go korzeniem pietruszki.


Obrałam i pokroiłam w cieniutkie talarki ziemniaki i korzeń pietruszki (w ilościach 6 średnich i 2 średnie).

Łososia (ok 300g) umyłam, osuszyłam i pokroiłam na kilka kawałków.

W misce rozkruszyłam 75 g gorgonzoli, dolałam szklankę śmietanki 30% (trudno, raz to nie zawsze), sól i pieprz i zamieszałam.

W drugiej misce miałam ubite w moździerzu: orzechy laskowe (ok 20 sztuk), po pęczku koperku i natki pietruszki, 3 łyżki oliwy i 5 łyżek bułki tartej. Mój moździerz tego wszystkiego nie pomieścił, więc na raty robiłam :)

W naczyniu żaroodpornym ułożyłam na dnie część ziemniaków, na nich kawałki ryby. Następnie korzeń pietruszki, znowu ziemniaki. Wszystko polałam sosem śmietanowo-serowym, a na to posypkę orzechowo-ziołową. Piekłam niecałe 50 minut w 190st. 

Została 1/3 na jutro, do czego ugotujemy jakąś kaszę, więc zrobił się niespodziewanie obiad na 2 dni. 

Pyszne, co podkreślaliśmy wielokrotnie podczas jedzenia. 

Przyjemności w nadchodzącym tygodniu!