niedziela, 27 września 2015

Tarta dyniowa z ricottą i pomarańczą

Lubię niedziele, są nasze, są pełne, są spokojne. Po śniadaniu zdecydowałam, że na siłownię pojadę wieczorem, bo mi się nie chce (rzadko, ale zdarza mi się), ale jak tylko Michał ruszył na trening rowerowy, rozwinęłam matę do jogi i poćwiczyłam 30 minut. Dodałam do tego kilka minut medytacji, to tak niesamowicie uspokaja.

Panckakes z syropem z agawy


Liczyłam na wypasione drugie śniadanie i się nie zawiodłam: przyrządził pankejki, które smażył na oleju kokosowym. Wykończyliśmy do nich jakiś dżem i syrop z agawy. Wiecie, jaki to zapach, gdy smażycie na oleju kokosowym? Koniecznie spróbujcie, od jakiegoś czasu naleśniki smażymy tylko na nim, jest obłędny!
W sklepie znalazłam dzisiaj kaszę orkiszową. Nigdy wcześniej jej nie jadłam, a orkisz uwielbiam pod każdą postacią, więc wzięłam bez dłuższego zastanowienia. Kaszę ugotowałam (13-15 minut, więc standard) i upiekłam do niej buraki podłużne (najsłodsze!), bataty, przesmażyłam cebulę i paprykę z kuminem, papryką wędzoną i kolendrą i wszystko razem połączyłam. Na koniec posypałam natką pietruszki. To będzie lunch do pracy. Bomba witaminowa, a jaka pyszna!

Oczywiście nie opłaca się włączać piekarnika tylko dla buraków i batatów, upiekłam je przy okazji pizzy, którą zrobiliśmy dziś na obiad. A później wsunęłam też tartę dyniową...I ona była dziś gwiazdą tak naprawdę.


Tarta dyniowa z ricottą i pomarańczą


Przepis z Kwestii Smaku, która nie zawodzi, jak wiecie. Miałam gotowe ciasto francuskie w lodówce, więc nie robiłam innego spodu.

TARTA DYNIOWA Z RICOTTĄ I POMARAŃCZĄ

1 opakowanie ciasta francuskiego
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka gałki muszkatołowej

1 szklanka puree z dyni
1 opakowanie serka ricotta (250g)
1/2 szklanki cukru
2 łyżki mąki ziemniaczanej
3 jajka
skórka starta z 1 pomarańczy

Ciasto wykładasz na blachę, posypujesz spód cynamonem i gałką muszkatołową.

Do miski wrzucasz ricottę, mąkę ziemniaczaną i startą skórkę. Mieszasz mikserem powoli. Dodajesz cukier, znowu mieszasz.
Dodajesz po 1 jajku, a na końcu łączysz z puree dyniowym.

Masę serowo-dyniową wylewasz na ciasto i pieczesz ok 35-40 minut w 180 stopniach, aż się nie zetnie całkowicie masa.



God bless zapasy puree dyniowego, które mam zawsze w lodówce!

Przepyszne, sernikowo-dyniowo-pomarańczowe. Uważajcie, bo to bardzo sycące!
 Ja się już uzależniłam i wiem, że będę wracać do tego przepisu. Niestety, bo niskokaloryczne to to nie jest... A na siłownię pojadę jutro.

Miłego tygodnia!



środa, 23 września 2015

Forest Run 2015

Udało nam się dotrzeć na II edycję imprezy Forest Run, organizowanej przez Poco Loco, hostel Tomka Kowalskiego, który zginął, zdobywając Broad Peak w 2013 roku. Tak bardzo czuć jego ducha tam... Ale może za bardzo się angażuję emocjonalnie w takie porównania. Nie o tym dziś. 
Bardzo sympatyczna impreza biegowa, niewielka (700 zawodników), stąd ta kameralna i przyjazna atmosfera, bez zadęcia dużych komercyjnych maratonów.




W dodatku w Wielkopolskim Parku Narodowym, więc dla Michała to było trochę back to the roots, ponieważ wychowywał się w okolicy. 

Do wyboru były 3 dystanse: 12,5km, 23km oraz 50km. Nie muszę potwierdzać, na który się Michał zdecydował, prawda? Ten sam zresztą wybrał Dominik, kolega z pracy, który tym samym oficjalnie został ultrasem, ponieważ był to jego debiut na biegu dłuższym niż dystans maratoński. Obawiałam się o jego nogi, jak się okazało - niepotrzebnie. Czuł się całkiem nieźle, spójrzcie na niego, czy wygląda, jakby przebiegł 50 km? :)


Michał za to sam był zaskoczony swoim wynikiem (25. miejsce, 4h 29 min), a czuł się po wszystkim rewelacyjnie, choć na początku mówił, że jest gorzej, niż po Rzeźniku. Jest tak zachwycony tą imprezą, że coś czuję, że w przyszłym roku ponownie zrezygnuje z maratonu w Poznaniu jesienią, na rzecz tego właśnie startu. Sporo górek, a do tego rewelacyjnie poprowadzona trasa, a po drodze piękne widoki. 

Michał po 50 km, całkiem nieźle wyglądał;)
Na mecie było mini miasteczko biegowe, w którym można było znaleźć między innymi hamaki. 
I tym właśnie zajmowałam się w czasie biegu Michała: odpoczywałam. Ale nie tylko, bo towarzyszył mi J, który przyjechał z kawą do Mosiny. Dobrze go mieć, dobrze go znać. Nie muszę chyba dodawać, że to on jest odpowiedzialny za zdjęcia? Te fajniejsze, oczywiście.





Moje ulubione z tego dnia.

Pogoda na szczęście była przepiękna, bo chyba bym została w domu, gdyby nie było słońca. Podkreślam: CHYBA. Bo jak tu nie kibicować na miejscu temu wariatowi?


czwartek, 17 września 2015

Proces

Tak bardzo mi czegoś brakuje.

Zajadam się gryczanką ze śliwkami od rana, czytam przy śniadaniu smutne reportaże i jeszcze bardziej się dobijam. Później jadę rowerem do pracy i znowu myślę o wszystkim. W pracy młyn okrutny, bo szczyt sezonu, więc teoretycznie nie ma czasu myśleć. 
Nadgodziny, na oparach, ale siedzę w pracy. Przebieram się w dres rowerowy i już to wiem, wychodząc z firmowej toalety, że za chwilę znowu będę myśleć, całe 8,5km do domu.

Po powrocie czeka na mnie obiad, który Michał gotuje 4 razy w tygodniu, od prawie 2 miesięcy, bo nie udaje mi się wcześniej wyjść z pracy. Później kawka, książka i myśli, bo przecież jestem zbyt zmęczona na siłownię. Jakiś włoski, jakiś niemiecki, Dostojewski na sen, a od rana machina rusza od nowa.

I tak minął tydzień, jutro kolejny piątek. Jutro już muszę iść na siłkę, bo zwariuję. Bo to właśnie jej mi brakuje, porządnego wycisku.

W czwartek rusza proces, bardzo zawiły i skomplikowany, potrwa według przewidywań naszych prawników 3-5 lat. Trzy lata to bardzo optymistyczna wersja. W dużym skrócie chodzi o podział spadku po moim ojcu. Tak, tata zmarł 1,5 roku temu, a dopiero teraz rusza wszystko. Nie pytajcie, dlaczego. Nie mam siły odpowiadać, a muszę mieć siły na później, na to wszystko, co nas czeka. 

Poradzimy sobie, wspólnie z mamą i siostrą.

I obiecuję mniej smutków. Sobie obiecuję, nie Wam, bo co to Was obchodzi?
Jesień mnie po prostu przedwcześnie dopadła. Za chwilę sobie pójdzie.

A na jesień DM najlepsi. Och, to jedno z moich największych marzeń koncertowych...







niedziela, 13 września 2015

Pasta fresca z rukolą i suszonymi pomidorami

Mamy kilka takich obiadów, które musimy zrobić bardzo szybko, w biegu, bo albo mamy spotkanie z kimś wczesnym wieczorem, albo seans w kinie...no czasem się baaaardzo spieszymy z obiadem. I wtedy zamiast 30-40 minut na obiad, mamy tylko 15-20.

To jeden z tych obiadów. Uwielbiamy go. Tak naprawdę to 2 razy w miesiącu szukamy trochę pretekstów, by go zrobić. No bo kto z Was uwierzy, że dziś, w niedzielę, którą spędzaliśmy w domu, nie było czasu na obiad? :)

W tym daniu jest wszystko, co kocham: świeży makaron, suszone pomidory, rukola, czosnek i oliwa.

No i przygotowanie trwa 15 minut. Od rozpoczęcia przygotowań do jedzenia, serio.



 PASTA FRESCA Z RUKOLĄ I SUSZONYMI POMIDORAMI

1 opakowanie świeżego makaronu (250 g)
2 szklanki rukoli
9 suszonych pomidorów
3 ząbki czosnku
1/3 szklanki oliwy z oliwek 
sól


Zagotuj wodę w większym garnku, na makaron.

Do rondelka wlewasz oliwę, nie żałuj sobie, 1/3 szklanki na pewno. Nie czekaj, aż się bardzo rozgrzeje, już po chwili dodaj posiekany czosnek, po 2 minutach pokrojone na mniejsze kawałki pomidory. Możesz trochę posolić. Po kilku minutach dorzuć rukolę, pomieszaj, żeby zmniejszyła objętość, przykryj, wyłącz gaz.

Makaron gotuj w osolonej wodzie 3 minuty, odcedź, wrzuć ponownie do garnka, dodaj zawartość rondla, wymieszaj, na talerz, dodaj trochę świeżo zmielonego pieprzu i jedz. I mrucz z zadowolenia.




To moje makaronowe top 3. Nie chodzi tylko o szybkie przygotowanie i brak potrzeby jakichkolwiek umiejętności kulinarnych. Ten makaron jest naprawdę pyszny!


Miłego tygodnia!


ps. Makaron jest dostępny w dyskoncie na L., w lodówkach.


czwartek, 10 września 2015

Nie bój się

Chyba nie mam siły pisać o tym dużo, bo bardzo boli mnie fakt, że tak wielu moich znajomych okazało brak jakiejkolwiek empatii i ...no i już się denerwuję, a nie miałam.

Jak tak można? Mdli mnie, autentycznie, od kilku dni. Michał trochę walczył, bronił, uświadamiał, wdawał się w dyskusje, a ostatecznie  i on zaczął czyścić znajomych z facebooka. Bo rozumiem, że ktoś się boi, ale żeby nienawidzić? Tego nie rozumiem i nie akceptuję.

Jak możesz wszystkich wrzucić do jednego wora? Wszyscy uchodźcy z Syrii to terroryści? Seriously? Wszyscy Polacy to złodzieje, wszyscy Włosi to podrywacze, wszyscy Niemcy lubią porządek, wszyscy Japończycy pracują 16 h na dobę, wszyscy Rumuni są brudni, wszyscy Litwini są biedni... Och, jak mi Ciebie żal.

I zastanów się, każdy po kolei, czego się boisz? I dlaczego? Może dlatego, że słuchasz głupich ludzi wokół siebie i tak łatwiej? Dlaczego nie potrafisz pomyśleć sama? To ludzie, którzy (w większości) uciekają przed wojną, nie mają domu, nie mają nic, tyko to, co na sobie. Będziesz wybierać? Ten nie, bo ma 35 lat i pewnie jest terrorystą (taaak, tysiące dolarów na wyszkolenie + kilka dobrych lat i w rezultacie puszczamy go pontonem/łodzią, może przeżyje i zrobi w Europie porządek... Idioto! Terroryści przylatują do nas w niezwykle komfortowych warunkach, ale... nie wiesz tego, nie chcesz wiedzieć. Bo nie czytasz i nie myślisz samodzielnie), ten też nie, bo za stary. Tamta nie, bo w wieku rozrodczym, to się za szybko rozmnożą. I tak dalej... Taki wybór i taka segregacja sprawi, że poczujesz się bezpieczniej?

Nie wiem, czym jesteś, bo człowiekiem na pewno nie. 

Czytaj.



I jak już to trzecie i najważniejsze przeczytasz...

W weekend kup np w Decathlonie śpiwór, taki za 39-49zł. To chyba nie jest majątek?
Do środka wrzuć pocztówkę z ciepłym słowem.
We wtorek wczesnym wieczorem spotkajmy się w antykwariacie Mały Książę na ul. Za Bramką w Poznaniu (to tuż przy Pl. Bernardyńskim). 

A potem możemy iść na piwo albo kawę.



wtorek, 8 września 2015

Summer, where are you?

Czy wróci jeszcze lato? Na chwilę chociaż, żebyśmy mogli iść na polanę, tę ulubioną, tuż przy lesie, pod domem. I czytać razem, na kocu, skubiąc jedną ręką szyszkę. Tak jak lubimy: z wodą, jakimś jabłkiem czy gruszką, na boso.




Bardzo lubiłam te niedziele, gdy udało nam się na godzinkę wyrwać z książką do lasu. Nie wiem, jak nam się to udało, między treningami, jeżdżeniem do mamy i milionem innych spraw. To chyba było wtedy, kiedy na moment zwolniliśmy, bo stwierdziliśmy, że za bardzo się spieszymy. Wyszło nam to na dobre.

Jeszcze ma na chwilę przyjść ciepło, ale ja już tęsknię, do gorących nocy, gdy ubrana na krótko wracałam z siłowni o 23:00 rowerem i wciąż mi gorąco, a nad Maltą było mnóstwo pijanej młodzieży o tej godzinie. I tęsknię za czereśniami, arbuzem i limą, którymi lubisz mnie karmić. I piwem, które zawsze mamy pić na balkonie, ale nie ma czasu, albo...no tak, za mało piwa pijemy przecież, by stały się te wieczory naszą rutyną. 

Za koncertami nad Maltą też tęsknię, bo oboje lubimy muzykę na żywo na powietrzu. Za wodą, bo mogłabym siedzieć z Tobą nad jeziorem bez końca. Za nocnymi wycieczkami rowerowymi, za Twoimi piegami na nosie, które znikają, gdy pojawia się pierwszy jesienny chłód.

Pomóż przegonić tę jesienną melancholię, jeszcze na nią za wcześnie. Chwytam włoskie fiszki, wracam na duolingo, czytam włoskie artykuły jak szalona, żeby w ten sposób zaaplikować sobie słońce w sercu. 

A po cichu marzę...o wspólnej wiośnie w Paryżu, masz chęć?





 
Relationships were something I used to do
Convince me they are better for me and you
We met by a trick of fate
French navy, my sailor

I wanted to control it
But love, I couldn't hold it
I wanted to control it
But love, I couldn't hold it 








niedziela, 6 września 2015

Ciasto na niedzielę

Gdy łapie mnie przeziębienie, jak teraz, jestem wciąż głodna, stąd wiedziałam wcześniej, że lada chwila poczuję gardło i zacznę kichać.

I tak... pankejki na śniadanie raz. Na drugie śniadanie? Mhm... Jajecznica z dwóch jaj. A oprócz tego cebula, papryka, pomidor, jarmuż, czyli wszystko, co było do wykończenia w lodówce.

Tak mnie to postawiło na nogi, że zrobiłam chleb, a drugą ręką zupę pomidorową z soczewicy na mleku kokosowym, do której dodałam chili, dużo imbiru i trawy cytrynowej.

 
Jajecznica z tego, co było w lodówce


Naszła mnie też ochota na ciasto, które robię bardzo rzadko (ostatnio pewnie w kwietniu/maju), więc oczywiście nie może być normalnie... Ciasto bez mąki, z niewielką ilością tłuszczu. Jest leciutkie jak puch i przyjemnie wilgotne, orzechy robią dobrą robotę.


FASOLOWE BROWNIE

2 puszki czerwonej fasoli
2 banany
3 jajka
3 łyżki kakao
2 łyżeczki sody lub proszku do pieczenia
3 łyżki oliwy
1/2 szklanki cukru
3 łyżki miodu
100g orzechów włoskich

Najpierw przygotuj orzechy, one stanowią jedyną trudność :) Bo trzeba obrać, posiekać i uprażyć na suchej patelni. Zajmie ci to całe 10 minut.

Włącz piekarnik na 180 stopni.
Wszystkie składniki (poza orzechami) wrzuć do miski i zblenduj na gładką masę. Na koniec dodaj orzechy i wymieszaj.
Wylej do formy, wyłożonej papierem.
Piecz 45 minut.
Posyp cukrem pudrem, jeśli uważasz, że brakuje słodyczy.



Brownie fasolowe


Odpuściłam od środy siłownię, bo nie czułam się zbyt pewnie. Już tęsknię. Ale wytrzymam, zdrowie ważniejsze. Pojogowałam w domu, musi mi to wystarczyć.

A dlaczego jestem przeziębiona (bo do choroby nie zamierzam dopuścić, dlatego faszeruję się czosnkiem, kurkumą, imbirem, chili...)? Cały poprzedni tydzień spałam po 2-3 h na dobę. Raz wyszła nawet 1h snu... Nic mnie tak nie osłabia jak brak snu i stres.
Ale wiesz... Już wszystko sobie wyjaśniliśmy, już przestaje mnie dusić w piersiach, już przestałam płakać. Już wróciłam na właściwe tory. Już się za siebie biorę.
 

czwartek, 3 września 2015

Już nigdy...

W czwartek rozmawialiśmy w pracy trochę o jeździe rowerem do pracy i zapytali mnie, kiedy ostatnio przebiłam dętkę. Powiedziałam, że nigdy i szybko dodałam, że nie powinnam tak mówić, ale kto by wierzył w takie rzeczy... Śmialiśmy się wszyscy. 

Przebiłam ją więc w piątek, ale wbił się kolec, więc flak nie od razu się pojawił i na tej dętce przejechałam jeszcze 50km, zanim stwierdziliśmy, że coś jest nie tak.




W poniedziałek musiałam więc pierwszy raz skorzystać z Poznańskiego Roweru Miejskiego. Padał deszcz, mój rower nieczynny, ale czy to znaczy, że od razu mam się przesiąść do tramwaju? Nie poddaję się tak łatwo. 
Największa zabawa, to jazda od stacji do stacji, by zmieścić się w 20 minutach, wtedy nie płacimy za wypożyczenie. Prawie mi się udało :)

Rowery się sprawdzają, są wygodne, mają pojemny koszyk, który mieści moje wszystkie klunkry, tylko musiałabym nosić przy sobie klucz, by dopasować wysokość siodełka. Trochę problemów miałam, bo albo tablica nie działała, albo stacja nieczynna, albo nie było miejsca w stacji, by rower oddać, ale pracownicy infolinii odbierają telefon od razu i są bardzo pomocni.

Temat nie był dla mnie już istotny, skoro Michał rower mi naprawił. We wtorek, wracając z pracy już moim rowerem, przebiłam dętkę po raz drugi; dacie wiarę? Prowadziłam rower 4 km do domu i śmiałam się, że to niemożliwe. Majce się to przecież nie zdarza.

Karma?


Dziś przypomniałam sobie o The Streets.





Dry your eyes mate
I know it’s hard to take but her mind has been made up
There’s plenty more fish in the sea
Dry your eyes mate
I know you want to make her see how much this pain hurts
But you’ve got to walk away now
It’s over