poniedziałek, 26 stycznia 2015

Założenia i cele na 2015

  • Joga 2 x w tygodniu
  • Treningi 5 x w tygodniu (w tym joga 2x)
  • Włoski 2 x w tyg 30


Myślę, że takie długoterminowe cele się nie sprawdzają w większości przypadków w moim życiu, dlatego zbyt wiele ich nie zakładam na 2015 rok. Te powyżej zakładają okres w zdrowiu. Na razie (poza tym tygodniem, gdy jestem chora...) wszystko się udaje.

Tak bym chciała w tym roku. O jodze i innych aktywnościach nie muszę tłumaczyć, natomiast ten włoski... Bardzo zaniedbałam w zeszłym roku. Wiele rzeczy w zeszłym roku zaniedbałam i wielu ludzi. Teraz to zmieniamy. 

Nie bawię się na poważnie w cele "52 książki w roku" czy "104 filmy w roku", bo co roku staram się przeczytać tyle książek i oscyluję gdzieś w okolicach wyniku, ale czytam zawsze dla przyjemności, więc... Nie spinamy się takimi wyzwaniami, ok?

I obiecuję się wyluzować. Wciąż się toczą spadkowe sprawy, biegam między prawnikami (moimi dwoma) i sądem, i końca nie widać; śnią mi się wciąż te okropne historie, śni mi się też ojciec. Za chwilę minie rok. Już czas się wyluzować. I pomyśleć o sobie.


Za to krótkoterminowych wyzwań będzie więcej.

I tak:

do końca stycznia: 10 pełnych pompek
do końca lutego: 10 podciągnięć na drążku

Tak miało być, ale się rozchorowałam. I antybiotyk obrócił moje plany w proch, dlatego edytujemy ostateczną datę wykonania tych wyzwań:

  • do końca lutego: 10 pełnych pompek
  • do końca marca: 10 podciągnięć na drążku

Zaznaczam (bo dla niektórych to może być pikuś), że jeśli chodzi o pompki, to zaczynałam od 2 pełnych, a podciągnięć zero... Mam naprawdę słabe ramiona, całą górę w ogóle. 

Dlatego jak tylko wyzdrowieję, chwytam w dłoń ciężarki, zaczęłam się też zaprzyjaźniać ze sztangą (oczywiście wszystko z bardzo małym obciążeniem, nie martwcie się - nie będę szaleć).

Poza tym w tym roku, w związku z intensyfikacją treningów na górę mojego ciała, chcę w końcu zrobić bakasanę i stanąć na głowie. Sporo czasu na treningach też poświęcam na stabilizację.

Bakasana:

zdjęcie ze strony http://www.bakasana.pl/2014_01_01_archive.html

Stanie na głowie:

zdjęcie ze strony http://musingsofanartsstudent.com/category/health-and-fitness/

Oczywiście to wszystko się uda, jeśli tylko kot pozwoli ćwiczyć, a nie tak jak dzisiaj... :)



Ten rok po prostu musi być lepszy. I ja sama o to zadbam.



sobota, 24 stycznia 2015

Karpacz, czyli kocham góry, choć kolana do wymiany

Wspominam, nadrabiam... To najważniejsza oznaka, że zdrowieję :)

We wrześniu ubiegłego roku udało mi się wyrwać na weekend w góry. Tym razem bez Michała, był to wyjazd firmowy, ale prywatny, tzn skrzyknęliśmy się w pracy na wyjazd, za który każdy z nas płacił.
Nie sądziłam, że może być tak przyjemnie i normalnie, gdy jedziesz z ludźmi z pracy, serio. I to z korpo!
Przepis jest prosty: nie pij za dużo i nastaw się na wyczerpującą wycieczkę.

Jacek, który zna świetnie polskie góry, a po Karpaczu mógłby nas oprowadzać z zamkniętymi oczami, był świetnym przewodnikiem.

Niestety, wracając, okazało się, że prawe kolano mi wysiadło - mimo, że kijki były cały czas w użyciu, odciążając, co trzeba. Czy kiedyś uda się pojechać w góry i nie cierpieć z powodu kolana? Marzę o tym, bo góry są naprawdę zajebiste.

Spójrzcie tylko, na jaką pogodę trafiliśmy! 











Mam nadzieję, że w tym roku również się uda gdzieś razem wyjechać. Uwierzcie: wyjazdy firmowe nie muszą oznaczać służbowej najebki i gonienia się quadami.


czwartek, 22 stycznia 2015

Wyzdrowieć, wyzdrowieć, wyzdrowieć...

Dogadzam sobie, nie ma co. Ale czyszczę zamrażalnik z zapasów przynajmniej. 
Worek zupy dyniowej się znalazł, który przez 2 dni mi dotrzymywał towarzystwa. Na śniadanie podsmażyłam na masełku robione kilka miesięcy temu kopytka ziemniaczane - posypałam cukrem i od razu było mi lepiej. 

Przedwczoraj odczułam działanie antybiotyku i ścięło mnie na cały dzień zupełnie. Nie znoszę tego rodzaju osłabienia, zawsze mam ochotę z tym walczyć. 
Wczoraj, dla odmiany, trochę mocy już było. Postanowiłam zrobić chleb, bo w sumie to się kończył. Na fali lepszego samopoczucia, wzięłam się za zupę ziemniaczano-porową. 
Upiekłam do niej brukselkę, której główki przekroiłam na pół i podałam jako wkładkę do kremu. Poza zupą zjedliśmy też puree ziemniaczane z rozmarynem, do tego jajko sadzone, no i taką marchewkę. Raczej marchewki już nie powtórzę, bo nie jemy praktycznie nic smażonego i odczuliśmy to bardzo. Za ciężkie to dla nas, że poza jajkiem z patelni, jeszcze marchewka. No ale miałam misję nawitaminizowania się (phi, jakbym tak wcześniej nie jadła!)



Wyskoczyłam w dresie chorobowym do warzywniaka, który mam pod blokiem. Zakupiłam białą rzodkiew, seler, 2 korzenie pietruszki, wspomnianą wcześniej marchew. A dziś sobie to wszystko upiekłam. Dota mi przypomniała, jakie to proste. Polałam oliwą, oprószyłam solą, pieprzem i utartymi w moździerzu kuminem oraz kozieradką. Zajebiste.

Poza tym grzecznie leżę, czytam Prousta i inne smutne rzeczy. 
Zasłuchuję się też wciąż w Nat. Świetna płyta. Namawiam!





poniedziałek, 19 stycznia 2015

30.

Stało się. W piątek miałam urodziny, tym razem ze zmianą kodu. Nie ukrywam, że bardzo przeżywałam te urodziny. Zresztą każde przeżywam, no ale w tym roku wyjątkowo.
W celu zmniejszenia doła, postanowiłam zrobić imprezę urodzinową, a właściwie zgromadzić najbliższych nam znajomych i przyjaciół w jednym miejscu, by pomogli mi przetrwać ten dzień.
Byli prawie wszyscy, którzy się zapowiedzieli (niektórym choroba skutecznie uniemożliwiła dotarcie) i było absolutnie fantastycznie! Kilku osób brakowało, ale trudno, by przy takiej ilości osób (prawie 20!) wszystkim pasowało. 

Trudno było znaleźć miejsce na tyle osób, żeby nie było bardzo drogo, żeby był duży wybór piw, żeby nie było chamskiej i bardzo głośnej muzyki (bo lubimy porozmawiać), żeby było jakoś. W Domu Piwa jest jakoś. Piwo smaczne i ceny ok.

Wróciliśmy o 4 rano, wcześniej zaliczając kebaba z Wojtkiem (my z Michałem w wersji bezmięsnej, oczywiście). Obudziliśmy się przed 9 i przez kilka godzin leżeliśmy w łóżku, wspominając imprezę i śmiejąc się na głos. Właśnie tak na nas działają ci ludzie. To niesamowite, jak poprawiają mi humor, jak sprawiają, że mi się chce! Dopiero wczoraj rano zdałam sobie sprawę z tego, że zapomniałam o dole w związku z moimi urodzinami. Przez wiele godzin, podczas imprezy, się śmiałam, bawiłam się naprawdę doskonale! To był doskonały pomysł. Za 5 lub 10 lat to powtórzę :)
A co było najfajniejsze? Dwie osoby były spoza towarzystwa, nie znały tam nikogo poza Michałem i mną, siebie nawzajem również. Natychmiast zostały wchłonięte przez resztę. Zero dystansu, zero bariery. Cudowne, prawda?

Dziękuję Wam wszystkim. O prezentach nie wspominam, bo trudno uwierzyć w to wszystko, co dostałam. Naprawdę. Jeszcze teraz oglądam i nie wierzę. Nie jestem do końca przekonana, czy zasługuję... Wciąż zerkam też na zdjęcia (kilka poniżej - nie wyglądam na zasmuconą, prawda?) i uśmiecham się do siebie. To były moje najfajniejsze urodziny, naprawdę!


Jaka była impreza? Taka, że wczoraj mnie bardzo bolało gardło, kolejną noc nie spałam, a dziś u lekarza dostałam znowu antybiotyk (w październiku też!) i zwolnienie na prawie 1,5 tygodnia! Mam zawalone gardło i węzły chłonne. Koszmar. Czwartek i piątek spędziłam w Łodzi służbowo i wokół mnie wszyscy byli chorzy, a dodatkowo pokój dzieliłam z dziewczyną, która była naprawdę porządnie chora, w dodatku cały poprzedni tydzień prawie nie spałam przez cholerny wiatr i cholerny stres, a brak snu najbardziej ze wszystkiego mnie osłabia. No i mam. :(







niedziela, 18 stycznia 2015

Dlaczego kupujemy.

Obejrzyjcie. Nie tylko dla wegetarian. A może głównie dla mięsożerców właśnie? Nieeeee, tu nie chodzi tylko o (nie) jedzenie mięsa, ale o to, w jaki sposób usiłują nam wmówić wiele rzeczy, żebyśmy kupowali. Jeden z najlepszych TEDów, jakie widziałam.

Jutro napiszę o urodzinach, które już za mną. Tymczasem uciekam do łóżka. Widzicie, pojechałam na 2 dni do Łodzi służbowo i się rozchorowałam. Przypadek, czy Łódź? ;> Nie, nie, nie będę zrzucała na miasto, którego tak nie lubię, bo wszyscy wokół mnie byli chorzy, a w tygodniu prawie nie spałam (wiatr, stres), więc mnie złamało. Popijam napar z imbiru, a jutro rano do lekarza pobiegnę. Niestety.



czwartek, 8 stycznia 2015

Bogowie, 2014

Postanowiliśmy go nadrobić jeszcze w starym roku, z naszymi towarzyszami (nie tylko) kinowymi, Liminami. 
Film "Bogowie" zaskoczył mnie in plus: nie ma sensu rozwodzić się nad doskonałą kreacją aktorską Tomasza Kota, bo to oczywiste, że lepszego aktora by do tej roli dzisiaj nie znaleźli. Doskonały. Ale świetna była też, choć przez moment tylko, Kinga Preis.
Film pokazuje tylko kilka lat pracy prof. Zbigniewa Religi, to są jednak najważniejsze lata jego pracy zawodowej, bo dotyczą pierwszych przeszczepów serca w Polsce. Ciężko było, nie myślałam, że aż tak. Wciąż pod górkę, mało kto wierzył, że się uda, wieczny brak pieniędzy, a w końcu kolesiostwo i to  gangsterskie. Hm, podobnie jest dziś, ale chyba na mniejszą skalę... A może jestem naiwna?



Nie wiem, kiedy minęły te 2h. Od "Idy" żaden polski film mnie tak nie poruszył, ale nie ze względu na fabułę, tylko realizację. To niesamowite, że od jakiegoś czasu, oglądając polski film, rozumiem każde słowo. Kwestia lepszego udźwiękowienia filmów, czy lepsza dykcja aktorów? 

Porządne kino, naprawdę porządne, mimo, że dla mas, bo trudno wskazać osobę, której film się nie spodoba.

A o filmie rozmawialiśmy przy grzańcu i piwie w Cichej Kunie. Przyjemnie, choć grzańca jakoś mało... I mógłby być trochę cieplejszy jednak. Poza tym jakoś pusto. Tyle z uwag. Mam nadzieję, że dziewczyny ruszą, że będzie się działo więcej, niż opisują tu, choć do "Głośnej" się porównać będzie bardzo trudno.


wtorek, 6 stycznia 2015

Kocham kaszę: bulgur z warzywami



Jak to w święta bywa, spędziłam go głównie w kuchni :) Zawsze w taki dzień okazuje się, że trzeba chleb zrobić. Buraki mogłyby się obrazić, że już od kilku dni leżą i nie poświęcam im uwagi, więc upiekłam je i będzie pyszna sałatka do pracy na śniadanie do pracy... Poza tym wróciliśmy z dość późnego spaceru i trzeba było coś zaimprowizować na obiad.

Kasza, jakaś kasza dzisiaj, ale która? Jaglana była na śniadanie, gryczana nie na dziś, jęczmienna zbyt pospolita na święto (!), orkisz się dłużej będzie gotował... to może bulgur, bo bardzo dawno nie było? Tak! Jak dobrze mieć w zamrażalniku gotowe paczki warzyw, które w pocie czoła kroiłam w środku lata! Michał się śmiał, czy to nam potrzebne, czy zjemy, a dziś bardzo się cieszyliśmy, że było dużo cukinii, bakłażanów, papryk różnych i reszty.




Szklankę bulguru gotowałam 7 minut, warzywa na woku dochodziły do siebie ok 12. Dodałam do nich 1,5 puszki pomidorów (miałam 1 otwartą, a pół to było trochę za mało), a potem poczarowałam: sól, pieprz, papryka słodka, chili, kumin, oregano, cynamon, kolendry trochę w liściach zasuszonej. Kiedy pomidory odparowały, dodałam ugotowaną kaszę i wymieszałam. Na talerzu dodaliśmy po łyżce oliwy. 

Wyszło extra. Czy może być coś prostszego...? Cieszę się, że mam jeszcze kilka paczek mojej mieszanki warzyw z lata!


ps. Dlaczego warto jeść bulgur? Bo ma sporo błonnika i kwasu foliowego, poza tym obniża poziom cukru we krwi, pomaga też leczyć depresję i koi nerwy, dzięki bardzo dużej zawartości magnezu. Jest bogata w potas, więc może usprawnić pracę naszego serca, no i w fosfor na nasze kły i kości.
A poza tym, że taka jest zdrowa, to jeszcze przepyszna!


niedziela, 4 stycznia 2015

Jest moc!

 Przerwa świąteczno- noworoczna w klubie fitness spowodowała, że miałam trening w sobotę, niedzielę poprzedniego tygodnia, a następnie, jak niżej, czyli poniedziałek i wtorek. Po niedzieli miałam już nieźle skatowane nogi, więc zrobiłam lżejszy trening, dłużej ćwicząc na orbitreku, bo na zakwasy najlepsze są aeroby właśnie. W czwartek było święto, więc postanowiłam mimo wszystko jeszcze we wtorek iść na trening (4.dzień z rzędu, to już było szaleństwo, przyznaję), by potem zrobić 2 dni przerwy (a i tak wyszły 3), szczególnie, że miałam urlop, a od rana był pilates. W końcu tam dotarłam, jestem bardzo zadowolona. Byłyśmy 4, więc prawie jak trening personalny :) Bardzo kumata instruktorka, jeśli chodzi o pilatesowe zagadnienia. No i trzeba przyznać, że jeszcze w czwartek wieczorem bardzo czułam ramiona (triceps, triceps!) i brzuch. Dobre zajęcia, znaczy :)
 
 
 
PONIEDZIAŁEK:
Orbitrek - 25 minut 
Wioślarz - 5 min (1 km) 
Squat - 3x 10 z kettlebel 6kg 
Brzuszki - 3x 30 (3 rodzaje)
Rolowanie pasma biodrowo - piszczelowego
Rozciąganie
 
 
WTOREK:
Pilates (1h)
 
 
SOBOTA:
Rowerek - 10 km (25 minut)

Wioślarz - 5 min (1 km)
Deska - 3x30 sekund
Nogi - 2 ćwiczenia, każde 3x30 sekund (2 ćwiczenia, których nazwy nie znam... Póki nie poznam, albo nie znajdę, tak będę opisywać: leżę na brzuchu, podnoszę nogi i płynę nimi kraulem, ale tylko nogami. Drugie ćwiczenie: leżę na brzuchu, podnoszę nogi na tyle, ile mogę i robię nożyce)
Squat - 3x 10 z kettlebel 6kg
Rozciąganie
 
 
NIEDZIELA:
Bieżnia - 10 min (rozgrzewka)
Orbitrek - 20 minut
Wioślarz - 5 min (1 km) 
Squat - 3x 10 z kettlebel 6kg
Deska - 4x 30 sekund
Brzuszki - 3 x 30 powtórzeń (3 rodzaje)
Pompki - 4
Rozciąganie
 
Dziś rano czułam mięśnie po wczorajszym treningu, dlatego znowu dłużej byłam na orbitreku, a poza tym zaczęłam bardziej pracować nad ramionami i plecami, bo jak już wspominałam, to mój bardzo słaby punkt. Wróciłam do pompek w związku z moimi wyzwaniami (o nich jutro napiszę, tylko wspomnę, że dążę do 10 pompek w styczniu, pełnych, a nie żadnych babskich), zrobiłam 4, przy czym ostatnia nie była dość głęboka. Może powinnam na razie robić w seriach, np 3 x 2 z przerwami 30 sekund, by zebrać siły? Zależy mi na dokładnym wykonaniu, a nie zrobieniu iluśtam pompek na odpieprz.
Wiem, że są sztangi, sztangielki, hantle, że mogę zacząć od naprawdę niewielkich obciążeń, ale na razie jeszcze nie miałam czasu... Przywiązałam się do wioślarza, desek, do kettli... Na dniach to zmienię, zacznę wprowadzać różne zmiany. Ale ponieważ nie miałam do czynienia ze sztangami, to najpierw chcę iść na zajęcia PUMP, żeby zobaczyć przykładowe ćwiczenia i robić je pod okiem instruktora. Nie chcemy przecież kontuzji. Poza tym obiecuję poczytać sporo, zanim się w to zaangażuję.


Przyjemności i owocnych treningów w kolejnym tygodniu!



czwartek, 1 stycznia 2015

Memento, 2000 - zapomnieć!

Oczywiście zaspaliśmy na wczorajszy seans "Whiplash". Zamiast tego zrobiłam burgery życia, o których wkrótce napiszę oraz nachosy kukurydziane (domowe! pycha!), do których podaliśmy guacamole. Pograliśmy w scrabble (za moment dogrywka), skończyliśmy "Homeland" i przed 2 już spaliśmy, co było wyczynem, jak na nas.

Dziś obejrzeliśmy "Memento" i mam nadzieję, że w tym roku obejrzymy dużo lepszych filmów jednak... O mężczyźnie, który stracił pamięć i na podstawie zdjęć oraz tatuażu stara się odnaleźć zabójcę swojej żony. Brzmi średnio? Tak też wygląda. Zajadając pizzę z mozzarellą i anchois jednak dobrnęliśmy do końca. Nie polecam. Michałowi się podobał, ale w pierwszy dzień nowego roku CO ROKU się kłócimy i występują między nami różnice zdań. Taka tradycja...



Jutro już do pracy, liczę, że większość ma jednak urlop, żebym się nie przepracowała, ha!
A potem wracamy do treningów po 2 dniach laby!

Dobrego roku. Tym razem nie zamierzam go podsumowywać.