poniedziałek, 18 lipca 2016

Cibo facile

Intensywny weekend za nami, noc bardzo krótka. Niespodziewany atak astmy nie pozwał spać, dusiłam się okrutnie. Więc szybki prysznic i za chwilę z książką do łóżka. Smalec z fasoli zrobiony, fasolka szparagowa ugotowana, więc lunch do pracy już mam. Nawet na dwa dni. Jeszcze tylko dorzucę jakichś owoców.
Na co dzień gotujemy naprawdę prosto, dość szybko. Zdarzają się obiady, których przygotowanie zajmuje ponad 40 minut, nawet 1h, ale ma to miejsce tylko w weekendy, a najczęściej robię tak (z racji, że ostatnio bardzo dużo pracuję), że w niedzielę przygotowuję obiad na dwa dni. Zamieniam dodatki, np ryż z kaszą bulgur. 
Mozzarella, pomidory, bazylia, oliwa, ocet balsamiczny
Mniej więcej 2 razy w tygodniu nasza kolacja wygląda jak wyżej. Do tego nasz chleb, żytni na zakwasie, z niewielką ilością soli. Bo naprawdę lubimy proste jedzenie. Włoskie najczęściej. Oj, ależ tęsknię za Włochami. Szczególnie w tym roku, bo wróciłam do nauki i systematycznie, w każdym tygodniu poświęcam na to kilka godzin. Pogadałabym sobie po włosku. Zbieram się na odwagę, by zagadać na skypie znajomych. Już mi nawet Vittorio proponował, ale oczywiście mam blokadę.  O Vito napiszę Wam zresztą kiedyś, bo to niesamowita historia :)

A może się uda w jakimś listopadzie wyrwać na dłuższy weekend do Rzymu? Z noclegiem przez couchsurfing, jak zawsze. Mhm. Kiełkuje mi w głowie ta myśl. Ale rok temu też kiełkowała. I ciągle są ważniejsze wydatki...

Pojem mozzarellkę, poczytam coś włoskiego i zbiorę się w końcu na te włoskie rozmowy. 
Odwagi, Majka, no!

czwartek, 14 lipca 2016

Dzieje się

Och, co za dzień. Edukuję w pracy, trochę cichaczem, co jakiś czas przynoszę różnym osobom (zmieniam ich, by nikt nie czuł się napastowany) różne ciekawostki typu ciasto z buraków, cuda z chia, zupy na mleku kokosowym, burgery warzywne z wyraźnym umami, by zmylić mięsożerców.
 
Dziś przyniosłam chia stażystce, która nic nie gotuje, ale już zaczęła powoli przechodzić na jasną stronę mocy. Bo niby nie gotuje, ale prosi o przepis na chia pudding i owsiankę. Twierdzi, że nie lubi kasz, ale już patrzyła w sklepie na kasze jaglaną. Już "zatrybiło", mówię Wam. I cudownie, że się nie zamyka na 10 podstawowych obiadów, tylko zaczyna się interesować czymś innym.

Wrzucając drugie i trzecie śniadanie do lodówki w pracy, zauważyłam na półce chia pudding. Okazało się, że należy do osoby, która jeszcze w ubiegłym roku była do szałwii hiszpańskiej nastawiona sceptycznie. No, jak zjadł w innej postaci (z espresso, daktylami i bananami), to zwariował i skumał, o co chodzi. Ale rozumiecie, o co chodzi?

TO SIĘ DZIEJE. Powoli, ale się dzieje. Bo to tak działa, że Majka częstuje. Okazuje się, że nawet smacznie. Że ciekawe, że nowy smak. Wracasz do domu i wspominasz. A w głowach partnerów, przyjaciół, znajomych zaczynają kiełkować myśli, by spróbować czegoś nowego. I zaczynają szukać.


Quinoa z masłem orzechowym, migdałami i truskawkami  


Zanim się obejrzysz, czytają Jadłonomię częściej niż Ty i znajdują lepsze promocje na komosę ryżową, a kierownik Twojego działu kupuje z Tobą na pół 2kg paczkę bulguru w Auchuan. Boże, aż miałam dzisiaj ciarki ze szczęścia, że to wszystko działa, że się kręci. 

Bo niewiele rzeczy mnie tak w życiu cieszy, jak to, że ktoś odkrywa całą machinę zdrowego odżywiania i zaczyna kombinować, jeść nieprzetworzone rzeczy - na tym głównie nasza kuchnia się opiera, by jeść jak najmniej przetworzonych rzeczy. Po kilku miesiącach okazuje się, że smaki mamy zupełnie zmienione, bo gotowce (nie tylko całe dania, ale i gotowe sosy itd) mają tak dużo soli i cukru, że przytępiają Twój smak. Ale trochę czasu upłynie, zanim tę różnicę odczujesz i zaczniesz opowiadać innym.

A to tylko początek, bo Ci sami ludzie za chwilę zaczną czytać "Zjadanie zwierząt", lekarz im za moment powie, że lepiej z mięsa zrezygnować, zaczną czytać, skąd pochodzi dany burak, ser, bułka. I będą chcieli jeszcze inaczej jeść i kupować, by wspierać lokalnych rolników i sprzedawców. Bo to tak właśnie działa. Dzięki temu zwiększa się Twoja świadomość. Jesteś mądrzejszy, jesz świadomie, wiesz po co jesz dane rzeczy i czujesz się dużo lepiej, lżej. I zaczynasz uprawiać sport i wtedy w ogóle się dzieje już z Twoim ciałem cudo. 

Właśnie dlatego proszę: czytaj, szukaj, próbuj. A potem przekaż to dzieciom. Amen.


niedziela, 10 lipca 2016

#3 Niedzielne obiadki: mielone kalafiorowe i ziemniaki Hasselback

Kolejny bardzo pracowity tydzień w pracy. Nie wiem, jak to się stało, że nagle pojawił się ponownie piątek. Nie byłam w tym tygodniu na treningu, zrobiłam tylko jogę i siłowe rzeczy w  domu, ale tylko w środę. Zwykle wracam do domu 19-20 i jestem tak zmęczona, że od razu idę pod prysznic i w piżamie jem obiad, który serwuje mi Michał. Przygotowuję sobie śniadanie do pracy w czasie, gdy parzy mi się melisa i z kubkiem herbaty idę do łóżka. Najpierw przerabiam włoski, następnie czytam. W zależności od zmęczenia jest to 5 lub 45 minut. Nie czytałam tyle dawno tuż przed snem, ale zauważyłam, że tak mnie to koi po pracy, że dzięki temu przesypiam całe noce później. 

Kolejny tydzień przede mną i kolejny raz obiecuję sobie, że nie będę pracować dłużej, niż do 17:00. 
Uwielbiam swoją pracę, ale... pieprzone korpo, no. To nie jest życie. Musimy coś podziałać, bo już na oparach pracujemy wszyscy.
Michał zażyczył sobie mielone na obiad. Traf chciał, że w ostatnich dniach u Jadłonomii pojawiły się właśnie mielone z kalafiora. Trudno uwierzyć, ale te kotlety naprawdę smakują jak mielone! Nic a nic nie czuć kalafiora - to info dla tych, którzy go nie lubią. Nie wklejam przepisu, bo robiłam dokładnie według instrukcji Marty - nie pomińcie niczego i uważnie przeczytajcie porady. 

Podałam je z szabelkiem, który uwielbiam i ziemniakami Hasselback, na które czaiłam się od dawna. Uznałam, że skoro muszę włączyć piekarnik dla kotletów, to dorzucę też ziemniaki z olejem kokosowym i rozmarynem. 



Świeżo naostrzony nóż i skupienie jest kluczem do sukcesu w przypadku tych ziemniaków. Są fantastycznie soczyste i aromatyczne, na pewno będziemy to powtarzać!
Ta porcja wygląda dość niepozornie, ale najadłam się tak, że przez kilka godzin czułam się pełna, a unikam ostatnio tego uczucia. Bo mielone są naprawdę sycące :)

Przyjemnego tygodnia! Niech będzie lepszy, niż ten mijający!



niedziela, 3 lipca 2016

Mleko owsiane

Bardzo trudny czas. Trzeba przetrwać i ratować się, czymkolwiek, by nie zwariować. Czytam dużo, słucham dużo. Płaczę dużo. Ale w końcu przestanę. Jak już się zagoję. Było pięknie i kilka dni temu znowu, jak na obrazku:




Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak długo zwlekałam z domowym mlekiem. Krowiego nie piję od około 2 lat, bo zaczęłam się po nim źle czuć, więc jeśli używam, to rozrzedzone wodą, a najczęściej używam sojowego, którego zresztą też piję niewielkie ilości, bo maksymalnie 1,5 litra w miesiącu.

Myślałam, że czeka mnie praca przynajmniej taka, by o odpowiedniej godzinie namoczyć płatki owsiane i zostawić na noc. Ale nie było mi to dane. Domowe mleko owsiane jest najprostsze ze wszystkich. Miksujesz, zalewasz, odcedzasz. I masz :)






MLEKO OWSIANE

5 łyżek płatków owsianych
500 ml przegotowanej wody
szczypta soli lub odrobina miodu

Płatki wsyp do kielicha blendera. Zmiksuj. Zalej wodą i miksuj około minuty.
Odcedź przez gazę do butelki lub słoika. Dosłodź lub posól, wg uznania. 
W lodówce przechowuj do 4 dni.