piątek, 25 października 2013

Przeprowadzka coraz bliżej

W środę rano odbieramy klucze! Do naszego mieszkania, ha! Zleciało. Wzięliśmy urlop na ten dzień, bo zaczniemy coś znosić już i ściągać tapetę. Będzie się działo. Sporo. Ściany i podłogi, w całym mieszkaniu. Zwariowany tydzień się zapowiada.

Tymczasem w domu pojawiły się pierwsze kartony, ku uciesze kotów, rzecz jasna ;)
 Ale dzisiaj wrzucam zdjęcie Jokera, który się akurat przeciągał i ziewał. On jest spokojny, robi coraz większe postępy. Bardzo się boimy, ze przeprowadzka wszystko zaprzepaści, bo musimy go jakoś zapakować do transportera. Pewnie wymościmy 
go kocimiętką i ułożymy kiełbasianą drogę do niego. Bajka natomiast od kilku dni śpi 
w wannie, a chowa się tam np. przed wiatrem (mamy zasłonkę, więc jest naprawdę ukryta). 
Myślę, że ona czuje, że coś się dzieje. W końcu starsza... ;) Ale jest spokojna, 
nie denerwuje się, a to najważniejsze.
Dla kotów to tez będzie dobry czas, jak już wypuścimy je z transporterów - tyle nowych kątów do zbadania! Tyle kartonów, nowych rzeczy, jak śrubki, młotki, wałki, no i wszędzie kartony... ;)


Joker ;)



A jutro na wycieczkę jedziemy do marketów budowlanych, ikei i innych tych wszystkich okropnych miejsc przepełnionych ludźmi. I pewnie pierwsze zakupy jutro. Farba jakaś, wałek, coś. Przyda się z pewnością.
Na szczęście będziemy z sympatycznymi ludźmi, dobre towarzystwo to podstawa! ;)

Chciałabym powiedzieć, że jestem zdrowa. Bardzo bym chciała.

Ściskam Was, na odległość, by nie zarazić. Nie chorujcie, proszę. Ja już 3 tygodnie 
się męczę, równo 3 tygodnie. Nie mam siły, a przede mną czas, kiedy muszę być bardzo silna: przeprowadzka i remont.



wtorek, 22 października 2013

Un caffé e biscotti al cioccolato








Jak już było dobrze, to dziś obudziłam się znowu z bólem gardła, kaszlem i katarem. 
Czy ja kiedyś z tego wyjdę? Muszę mieć przecież siłę na przeprowadzkę, na remont, muszę wrócić do pracy, a to już pojutrze!
Nie wspominając, jak bardzo chciałabym wrócić do biegania...

Kawa, ciasteczka z 1,5 tabliczki gorzkiej czekolady i połowy kostki masła... Dodałam posiekanych orzechów włoskich, żeby nie było tak niezdrowo ;) 
Najpierw film i książka, czyli przyjemności,a  potem do pracy, bo to, że nie chodzę chwilowo do pracy, nie znaczy, że nie mam zadań z pracą związanych...


Bardzo mi brakowało włoskiego. I to jest dobra strona, związana z chorobą - odkurzyłam duolingo i pracuję codziennie. Staram się, by nigdy nie było mniej niż 15 minut, 
a dziennie nie dłużej niż 45 minut. Gdy wrócę do pracy, obiecuję sobie co drugi dzień pracować 30 minut. To naprawdę nie jest dużo, a dzięki temu jesteśmy w rytmie. Zasypiam i powtarzam słówka, wspaniałe!


Miłego dnia!


niedziela, 20 października 2013

Masło orzechowe

Ci z Was, którzy biegają, na pewno doskonale kojarzą Tydzień Amerykański w Lidlu, ponieważ wtedy pojawia się masło orzechowe o świetnym składzie, bez żadnych okrutnych dodatków. Zwykle kupujemy 4 słoiki. A dzisiaj niespodzianka. Sami zrobiliśmy masło orzechowe. 

MASŁO ORZECHOWE

Kupiliśmy 0,5kg orzeszków ziemnych, trochę podjedliśmy, obraną resztę wrzuciliśmy do robota. Dodaliśmy 2 łyżki oleju, płaską łyżeczkę soli i dużą łyżkę miodu. I miksowaliśmy do czasu, aż konsystencja nam odpowiadała

 
Masło orzechowe mmmmm


Wyszło trochę crunchy, mmmmm.

Polecam. Bardzo uzależnia i jest bardzo kaloryczne, no ale tłumaczę sobie w takich chwilach, że orzechy są odżywcze i inne takie rzeczy, które sprawiają, że człowiek, 
który całe życie ma 5 kg za dużo, wciąż nic nie potrafi z tym zrobić.

Jeszcze chwilę poduolinguję z włoskim i do łóżka. Co nos budzi mnie atak kaszlu, który trwa tak długo, aż nie wstanę po leki na astmę. Niech już ta ropa zejdzie na dobre, 
mam dość gnicia.



piątek, 18 października 2013

Pęczak z pieczoną dynią i papryką oraz krem ziemniaczany z gruszką!

To naprawdę nie jest blog kulinarny i nigdy nie aspirowałam do tego, uwierzcie. Ostatnio trochę jest tych przepisów, ale to dlatego, że choruję i leżę w domu. A jak człowiek jest 
w domu, to musi coś zjeść, prawda?
W chorobie obiady muszą być szybkie i pożywne, by dawały siłę i nie męczyły podczas przygotowania.


Krem z pora, ziemniaków i gruszki

Wczoraj ugotowałam krem, w którym czułam gruszką, coś obłędnego! Koniecznie
 z pokrojonymi migdałami! W ogóle ostatnio się zakochałam zupełnie w Jadłonomii. 
Po kremie, zjedliśmy perskie curry z krewetkami, któremu nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Szybkie, pyszne, sycące. Przyprawę za'atar zastąpiłam oregano i tymiankiem.



KREM ZIEMNIACZANY Z POREM I GRUSZKĄ 

3 pory z długimi białymi częściami
4 średniej wielkości mączyste ziemniaki
2 dojrzałe gruszki, obrane i pokrojone w kostkę 
około 2 l bulionu warzywnego
gałka muszkatołowa
sól i pieprz
delikatny olej do smażenia

do podania grzanki, prażone migdały lub łyżka ulubionej delikatnej kaszy




  1. Białe części pora pokroić w talarki. Na dnie garnka rozgrzać kilka łyżek oleju i dodać porowe talarki, dusić na małym ogniu do czasu, aż por zacznie robić się miękki i szklisty. Wtedy dodać gruszkę i dusić wszystko razem przez kolejnych kilka minut.
  2. Kiedy gruszka zacznie się rozpadać dodać ziemniaki, wszystko dokładnie wymieszać i wlać gorący bulion. Gotować na małym ogniu ok 40 minut.
  3. Ugotowane w bulionie warzywa zmiksować ręcznym blenderem, doprawić odrobiną gałki oraz solą i pieprzem do smaku. Podawać skropione dobrym olejem i z ulubionymi dodatkami.

A dziś zrobiłam pęczak z pieczoną dynią i papryką. Upiekłam dyńki więcej, bo potrzebuję puree na jutrzejsze śniadanie. Trzeba powoli zabrać się za zapasy puree na zimę, 
żebym miała wkład do ciasta dyniowego, tart i czego jeszcze mi się zachce w grudniu-styczniu.



PĘCZAK Z PIECZONĄ DYNIĄ I PAPRYKĄ


1,5 szklanki kaszy pęczak 
500 - 700 g dyni ze skorupą 
3 czerwone papryki, przekrojone na pół i wypestkowane 
ćwierć łyżeczki papryki chili 
ząbek czosnku 
kilka łyżek drobno posiekanej natki pietruszki 
garść orzechów laskowych 
oliwa 
 sól i pieprz

Przygotowanie:

  1. Piekarnik rozgrzać do 200 stopni. Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia położyć dynię i piec 15 minut, po tym czasie ułożyć obok papryki 
  2. i piec kolejne 20 minut.
  3. W tym czasie kaszę pęczak ugotować w dwóch szklankach osolonej wody
  4.  z łyżką oliwy, zielem angielskim i liściem laurowym. 
  5. Upieczone warzywa wyjąć, dynię obrać i pokroić w kostkę, paprykę też 
  6. (ja nie obierałam)
  7. Pęczak połączyć z upieczonymi warzywami, dodać przyprawy i dwie łyżki oliwy z oliwek. Jeść posypane pietruszką i orzechami. Na zimno tez obłędne obłędne!
Pęczak z pieczoną dynią i papryką



czwartek, 17 października 2013

"9 złoty daj na koty" - Joker zachęca





Od 10 miesięcy jest z nami Joker, z którym znaleźliśmy się dzięki Fundacji Agapeanimali. Wiecie, jak było od początku, bo opisywałam wszystko na poprzednim blogu. Kot jest z nami bardzo szczęśliwy, codziennie z nim pracujemy, by jeszcze bardziej się oswajał i są tego widoczne efekty. Jest coraz odważniejszy, coraz rzadziej ucieka w popłochu lub nagle się zrywa. Bajka się do niego już dawno przekonała, 
tylko trochę udaje, że jest dorosła i nie dla niej pieszczoty z o rok młodszym kolegą.

Trzyma go na dystans, ale też coraz mniejszy.


Fundacja potrzebuje pomocy, za miesiąc październik ich opłaty (karma, kliniki) wynoszą 15 000. Proszą o 9zł, a dlaczego konkretnie tyle? Fanów na Facebooku mieli tyle, 
że policzyli, że jeśli każdy zapłaciłby 9 zł, potrzebna kwota by się uzbierała, dlatego zorganizowali taką akcję. Wpłaciłam za 3 osoby, więcej nie mogę, niestety. Może do Was ta akcja nie dotarła...? 
Potrzeba jeszcze 11,837 zł. Wiem, że trochę osób tu zagląda, mimo znikomej ilości komentarzy, bo zerkam czasem na statystyki ;) Rzućcie kasą, chociaż trochę ;)


Może zdjęcia szczęśliwego Jokera Wam pomogą podjąć decyzję, o.

Oto opis akcji z Facebooka, bo wiem, że nie każdy korzysta:


Każdy człowiek w swoim życiu musi mieć jakąś misję. My mamy- ratujemy kocie istnienia od zapomnienia, chorób i znęcania. Niestety czasami nawet i my się przeliczamy w naszych możliwościach. Wiemy, że możemy spotkać się z opinią, że jak brak środków to się nie pomaga, ale.... no właśnie. ale. Zawsze jest jakieś ALE. Często nie potrafimy odmówić, czasami jesteśmy stawiani pod ścianą, a nie raz po prostu los nam zsyła prosto pod nogi chorego miauczącego futrzaka i wtedy naszym obowiązkiem jest pomóc. Fundusze na drzewach niestety nie rosną :( Dlatego powstała akcja zbiórki pieniędzy na zapłacenie faktur za miesiąc wrzesień. Ile nam potrzeba? Prawie 15 tys. zł. Pewnie zastanawiacie się jakim cudem aż tyle. Już Wam mówimy. 15 tys zł. to :
- faktury z klinik weterynaryjnych za leczenie, hospitalizację, oraz leki dla kotów wolno żyjących, dzikich oraz naszych podopiecznych
- faktury z klinik za sterylizacje i kastracje kotów wolno żyjących
- rachunki ze sklepów zoologicznych za karmę i żwirek dla kotów wolno żyjących jak i naszych podopiecznych

Październik jest miesiącem dobroci dla zwierząt, więc akcja będzie trwać do końca miesiąca.

Skąd tytuł akcji? Prosta matematyka :) Mamy 1748 fanów * 9 zł = 15,732 zł. Chcielibyśmy móc dalej pomagać, więc liczymy na Wasze wsparcie - duchowe i materialne :)

Każda złotówka to jedno kocie życie- prosimy nie bądźcie obojętni

26 1090 1346 0000 0001 0666 4622
Fundacja Agapeanimali
ul. Jugosłowiańska 44F/30
60-149 Poznań

w tytule wystarczy wpisać "9 złoty daj na koty"

Dane dla przelewów zagranicznych - WBK PPLPP PL 26 1090 1346 0000 0001 0666 4622










wtorek, 15 października 2013

14. Maraton w Poznaniu

I oczywiście wróciłam do lekarza. I oczywiście mam zwolnienie, do środy włącznie, 
więc ponad tydzień leżenia. Jak ja mogłam sobie wyobrażać, że w czwartek/piątek pobiegam? Nie wiem. Ropa wciąż schodzi, na szczęście nie dostałam drugiego antybiotyku, 
ale muszę to odleżeć, by się pozbyć cholerstwa.
Jestem dość słaba: położyłam się wczoraj na kilka minut po obiedzie. 
Ot, by potowarzyszyć Michałowi w króciutkiej sieście, a obudziłam się 12h później. Ledwo doczłapałam się do lekarza.

Przed maratonem - oboje uśmiechnięci ;)

W weekend gościliśmy u siebie Ewę, bliżej znaną jako Czeczę. To wszystko z okazji maratonu, który odbył się w niedzielę. Czecza ma życiówkę (złamała 4h!), Michał ma życiówkę (niewielką, o kilka minut, no ale to zawsze życiówka!). Ona szczęśliwa, 
on niezadowolony. Bo się zmęczył, jak na żadnym maratonie, bo za mało treningów było (lipiec i sierpień to był gorący dla nas okres, związany z kupnem mieszkania) i w ogóle. Ech, nie mam już na niego siły ;) To jego czwarty maraton.

W niedzielę wstaliśmy o 6 (Czecza o tej godzinie była już po śniadaniu), odprowadziłam ich na start, potem wypiłam kawę w Macu i pojechałam do domu. Gdy przebiegali pod naszym domem na 23.km, podałam chusteczki Ewie, odebrałam buff od Michała, pokibicowałam trochę, przywitałam się z tymi, których znałam i pojechałam na metę, 
by czekać na moja dwójkę. W tym roku nie krzyczałam, kibicując i w ogóle mnie było mało ze względu na chorobę - ograniczyłam się naprawdę do minimum.

A gdy wróciliśmy do domu, zjedliśmy wszystko to, co przygotowałam poprzedniego dnia: najpierw zupa z zielonej soczewicy z pomidorami, w międzyczasie upiekła się pizza, 
a na deser było ciasto kakaowo-pomarańczowe z imbirem. Pyszne, tylko naprawdę nie umiałam zrobić dobrego zdjęcia. Przepis wrzucam, ale mam to z przyjemnego bloga Na Grabinie. U mnie bez melasy. Polecam.


 
CIASTO Z POMARAŃCZĄ

200 g mąki pszennej przesianej
150 g cukru
150 g masła
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
25 g kakao
2 jajka

skórka i sok z jednej pomarańczy
5 goździków, rozbitych moździerzu
1/2 szklanki rodzynek
2 cm kawałek imbiru, starty na tarce


Piekarnik nagrzewam do 170 st.
W mikserze ucieram masło z cukrem. Oddzielnie łączę mąkę, kakao, proszek i goździki.
Do masła dodaję jajko, cześć składników sypkich, drugie jajko, znowu sypkie - i powoli dodaję sok, skórkę z pomarańczy, imbir i rodzynki - cały czas mieszając. Piec godzinę, ostudzić w piekarniku
.


Wracam do łóżka. Przyjemności! 





czwartek, 10 października 2013

Nobel dla Alice Munro!

Dziś króciutko. Bo z tej radości dostałam kaszlu okropnego.

Munro dostała Nobla! Tak mocno jej kibicowałam! Uwielbiam ją!
Nadrobić koniecznie i jeszcze tu  i marsz jutro do księgarni lub biblioteki, kto nie czytał!



Alice Munro* ;)









*Zdjęcie pochodzi z http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/books/news/i-never-thought-i-would-win-alice-munro-awarded-2013-nobel-prize-in-literature-8871398.html



środa, 9 października 2013

Leży

 W czwartek i piętek wzięłam wolne, by się wychorować. Chciałam być mądrzejsza i nie poszłam do lekarza. Myślałam, że się wyleczę imbirem i miodem. Przez weekend było dużo lepiej i w poniedziałek poszłam do pracy. Chwyciło mnie na nowo popołudniu. Zasłabłam wracając z pracy. We wtorek wstałam o 5, umyłam głowę, zrobiłam sobie śniadanie i zaparzyłam espresso w kawiarce. I padłam na krzesło. Wiedziałam, że nie dam rady, tak mi się w głowie kręciło. Przebrałam się ponownie w dres i wróciłam do łóżka, przedtem informując tylko szefa, że nie dam rady.
Angina ropna. Gorączka. Okropne czopy ropne masz w gardle, dziecko - powiedziała pani doktor. I zapisała antybiotyk. 
Wczoraj miałam trzeci raz w życiu gorączkę, prawie 39 stopni, bo ja naprawdę nie gorączkuję. Dziś już lepiej, na szczęście. Bo jutro muszę iść do pracy. Powiecie, 
że głupio robię i że nic się nie stanie, jak nie pójdę. Właśnie, że się stanie. Jesteśmy we dwie, więc musi być min jedna. Logiczne. Gdybym miała zaplanowany od kilku miesięcy wylot do Londynu, też bym nie chciała, że moja koleżanka z pracy mnie wystawiła, 
bo choruje. Jakoś się wykaraskam, tylko będę jutro i w piątek pracowała pewnie wolniej, 
a przez to dłużej. Ale nic to, damy radę.
Wczoraj nie mogłam ustać kilku minut, a dziś zrobiłam sobie śniadanie (Sama!) i gardło dużo mniej boli. 

Wszystko leży: nie mam kiedy i jak planować remontu i przeprowadzki, nie mamy zamówionych fachowców, bo nie możemy się na nic zdecydować. 
Bo jak się zdecydować, kiedy ja leżę i na niewiele więcej mnie stać?
 
Wracam do łóżka, z kolejną herbatą z miodem. A Wy trzymajcie kciuki, żebym dała radę, bo, szczerze mówiąc, nie mam innego wyjścia.






niedziela, 6 października 2013

Podłoga - co robić?



Wczoraj byliśmy na parapecie u Kasi i Tomka. Taki list zostawili sąsiadom w windzie. 
Niektórzy sąsiedzi odpowiedzieli ;) My nie byliśmy długo, ze względu na moje przeziębienie, ale było 47 osób, dj, i baaardzo głośna muzyka. Sąsiedzi są bardzo wyrozumiali, do 23:30, kiedy wychodziliśmy, nikt nie przyszedł.

Piękne, duże mieszkanie. Poza korytarzem i kuchnią mają deski podłogowe z dębu. 
W ogóle całe mieszkanie w stylu skandynawskim, taki nam bardzo pasuje ;) 
No i zakochałam się w tych deskach, ale byłam przekonana, że to parkiet, a teraz już wiem, co i jak się nazywa. Ale dlaczego to tyle kosztuje...? Okropność. 
Na smutki pomogła trochę pizza (tym razem jedyna prawdziwa, na drożdżach i mące typu 00) 
z mozzarellą i pomidorami. Ciasto drożdżowe ze śliwkami i cynamonową kruszonką też wywołało uśmiech. 

Rozmawiamy, oglądamy, liczymy. Czy deski, czy panele. Bo na razie wiemy tyle, 
że płytki w kuchni i korytarzu.
Może ktoś ma doświadczenia? Czy rzeczywiście warto się wrzucać na deski za 100zł/m2 Zanim przejdziecie do wymieniania rzeczy, które trzeba zrobić, od razu mówię, że kupimy już lakierowane. Kolega takie poleca. Ja bym wolała odrobinę ciemniejsze. 
Ale właśnie już lakierowane.
A jeśli panele, to klasa A4 lub A5, inna nie wchodzi w grę raczej. Kto dotykał, ten wie.
Podobno są jakieś panele z systemem wygłuszającym, ktoś coś wie? Bo wkurza nas 
w panelach ten dźwięk, jakby ze studni i dlatego trochę sami nie wiemy, czego chcemy. 
Wiemy na razie tyle, że wszystko, co nam się podoba i wydaje się właściwe do naszego mieszkania, jest potwornie drogie...

sobota, 5 października 2013

Zupa dyniowa

Zupa dyniowa


Ostatnie 3 dni leczyłam się zupą z dyni. W tym roku już kilka rzecz z dyni robiłam, jak shake dyniowo-jabłkowo-bananowy, sałatka z pieczonej dyni, buraka, twarogu i czerwonej soczewicy (Michał orzekł, że najlepsza sałatka świata). W planach mam również piernik dyniowy, tradycyjny pumpkin pie i dżem dyniowo-pomarańczowy.




ZUPA DYNIOWA

Dynia (2kg)
0,5 kg ziemniaków
Cebula
2 Papryki czerwone
3 marchewki
2 ząbki czosnku
Sól, pieprz, gałka muszkatołowa, imbir, kardamon, ziele angielskie, listki laurowe

Zagotowuję wodę (powiedzmy, że 4l) można na bulionie, dodaję sól, pieprz, ziele angielskie, listki laurowe. 
Dodaję trochę rozkrojone ziemniaki, czosnek, po 15 minutach podsmażoną cebulę i paprykę.
A na wszystko dynię. Gotuję około 30-40 minut. Przyprawiam gałką, imbirem 
i kardamonem.
Po ostygnięciu miksuję blenderem, ponownie zagotowuję.
Podaję z krewetkami, wędzonym łososiem, serkiem topionym, groszkiem ptysiowym, grzankami, kleksem śmietany lub tylko natką pietruszki - jak kto lubi ;)
Michał dodaje trochę pokrojonej papryczki ostrej, podobno pasuje, ja mam silne uczulenie, więc unikam


Dzisiaj kupiłam pierwszy raz pigwę. Nie chcę nalewki, ani konfitury (o niej pomyślę w kolejnych dniach), pani podsunęła pomysł, by wykorzystać zamiast cytryny do herbaty, a z powodu przeziębienia piję hektolitry herbaty, więc sprawdzimy, czy pasuje.
Macie jakiś inny pomysł?

Pigwa




piątek, 4 października 2013

Początki

Witajcie.

Postanowiłam zrobić porządki. Nie tylko na blogu. Pamiętacie, kiedy ostatnio zaczynałam bloga? Gdy się tu przeprowadziliśmy, było to 3,5 roku temu. Za 3 tygodnie czeka nas kolejna przeprowadzka, na dłużej raczej, tydzień temu kupiliśmy mieszkanie. Wierni czytelnicy wiedzą, że przeprowadzamy się 500 metrów stąd. Niby nie zmieni się dużo, ale będziemy na swoim, w końcu u siebie, w naszym domu, czyli właśnie ALLA NOSTRA CASA.

W dalszym ciągu będę pisać o wszystkim, co włoskie, filmach, książkach, jedzeniu, kotach, czasem podróżach, czyli po prostu o nas. Nie potrafię się zdecydować na konkretny profil bloga, więc wybaczcie to pomieszanie z poplątaniem.

Chwilowo nie zamykam poprzedniego bloga. 

Będziecie do mnie zaglądać?