wtorek, 30 grudnia 2014

Sylwester w kinie

Poza codziennymi (!) treningami tym leniwie u nas, naprawdę. Spotykamy się z ważnymi dla nas ludźmi. Smucimy trochę, że inni ważni się nie odzywają (obdzwonimy jutro ich, niech mają!), a przede wszystkim spędzamy czas ze sobą. Brakowało nam tego w ostatnich tygodniach. Wbrew oczekiwaniom, wcale się więcej nie kłócimy :)

Gotujemy sobie dobre obiady (w sumie standard), jemy królewskie śniadanie (jak zawsze...), dużo rozmawiamy, a wieczorami oglądamy 3.serię "Homeland" (trailer do 1.). Ta druga rozczarowała chyba wszystkich, a w trzeciej się bardzo dużo dzieje i jest naprawdę ciekawie. 

Pamiętacie? Rok temu byliśmy w kinie 31.12. Chcemy bardzo to powtórzyć, choć nie ma takiego wyboru jak rok temu i raczej nic nie przebije doskonałej "Frances Ha", ale w Rialto grają o 19:00 "Whiplash". Sundancowy, więc.... czy może zawieść? Uwaga: to regularny, normalny seans, a nie żadna sylwestrowa noc w kinie za 200zł czy coś w tym stylu. Może ktoś ma ochotę?
I żadne plany się w tym roku nie skonkretyzowały, więc po kinie pewnie do domu na kolejny film, z winem i miską pistacji. I tak nam dobrze :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Nie chcę w tym roku

Wspominam wystawę, na którą zabraliśmy Elizę 2 tygodnie temu. Piękne zdjęcia, polecił Tomasz, oczywiście. Poznań (nie tylko zresztą), sfotografowany przez Niemca, Ernsta Stewnera. Mnie ruszyło, bardzo, bardzo. Zapłaćcie 8zł, żeby obejrzeć przepiękne zdjęcia, a przy okazji nowy stary CK Zamek, kto jeszcze nie miał okazji. To zupełnie nowe miejsce teraz... Europejskie bardzo, serio!

Dobry grudzień za mną, kilka fajnych spotkań, inspirujących i wzbogacających nas oboje. Poprzedni weekend też był piękny, choć bardzo pijany: wigilia firmowa zobowiązuje. Tylko raz w roku widzimy się na takiej imprezie poza pracą... Morze wiśniówki było. I zgon w sobotę. Tia, jak na sportowca przystało. Ale i tak czasem musi być.


Zerkam w kalendarz i widzę, że przed nami jeszcze w tym roku minimum dwa spotkania z ludźmi, na których nam bardzo zależy i to też cieszy. Bo w tym roku właśnie spotkania z ważnymi ludźmi okazały się tym, co mnie trzymało. Za włosy, za szelki, za rękę. Dzięki ludziom przetrwałam ten rok, pierwszy bez ojca. A jutro pierwsze święta bez niego. Tak bardzo kocham święta, kochałam właściwie, a w tym roku do ostatniej chwili je wypierałam, nie chciałam nawet ich obchodzić, więc pierniki, pasztety i inne rzeczy robię TERAZ. Nie ma choinki, bo się obraziłam na święta, na ojca, na wszystko. Lampki powiesiliśmy wokół rury, może znajdę gdzieś jeszcze jemiołę? Bo się namyśliłam. Ale jak nie znajdę, nic się nie stanie, są ważniejsze rzeczy.
Kupiliśmy dużo orzechów i dużo wina. Żadnych słodyczy, ha! Pewnie rodzina i tak przyniesie, a kto ma to wszystko potem zjeść...

Wolałabym przespać ten czas w tym roku, ale nie bardzo się da. Poza tym muszę być z mamą. Prześpię w późniejszym terminie. Zadziała? Ukoi?

Pasztet ostygnie i jedziemy. Tak bardzo nie chcę tych świąt.

Moja ulubiona świąteczna piosenka poniżej. Jakże szyderczo w tym roku brzmi ten ukochany przez całą moją rodzinę Chris Rea...




niedziela, 14 grudnia 2014

Jest progres, są nowe spodnie


W niedzielę się załatwiłam na dobre, a dokładnie załatwiłam sobie nadgarstki. Myślę, że to dlatego, że nie rozgrzałam sobie ich przed wioślarzem. W efekcie, najgłupsza nawet czynność, jak zapinanie guzika w spodniach, sprawiała mi trudność przez kilka dni. Z tego też powodu odpuściłam ćwiczenia przez 3 dni. Do końca tego tygodnia miałam też zakaz zbliżania się do wioślarza.




ŚRODA:
Bieżnia - 30 minut (3 km, rozgrzewka)
Deska - 3x 30 sekund
Nogi - 2 ćwiczenia, każde 3x30 sekund (2 ćwiczenia, których nazwy nie znam... Póki nie poznam, albo nie znajdę, tak będę opisywać: leżę na brzuchu, podnoszę nogi i płynę nimi kraulem, ale tylko nogami. Drugie ćwiczenie: leżę na brzuchu, podnoszę nogi na tyle, ile mogę i robię nożyce)
Rozciąganie
 
 
SOBOTA:
Rower - 5 km (11 minut, rozgrzewka)
Orbitrek - 15 minut
Deska - 4x 30 sekund
Rolowanie
Rozciąganie
 
 
NIEDZIELA:
Bieżnia - 20 minut (2 km, tylko marsz, rozgrzewka)
Deska - 4x30 sekund
Core board - 3x 10 pompek 
Nogi - 2 ćwiczenia, każde 3x30 sekund (opis wyżej)
Brzuszki - 4x 30
Squat - 4x 15 z kettlebel 4kg
Ćwiczenia stabilizacyjne z piłką do fitnessu
Rolowanie
Rozciąganie
 
 
Czuję nogi, jest pięknie.Trochę brzuch, ale nie mocno, co oznacza, że mogło być mocniej, no ale stara zasada jest znana nam wszystkim: nigdy sam nie zrobisz tak mocnego treningu, jak na treningu grupowym z instruktorem. Dobrze i niedobrze, bo po co mam przesadzać. Robię sama piękne, 60-70 minutowe treningi, w tym dużo się rozciągając. I czuję się po każdym z nich cudownie.
I są postępy, bo robię więcej powtórzeń deski, więcej brzuszków, squaty też weszły lepiej. Pilnuję 1-minutowych przerw między seriami. Zwracam uwagę na regenerację (3 dni treningowe pod rząd to jednak za dużo), staram się wysypiać, a jeśli jestem naprawdę zmęczona (i nie szukam wtedy wymówek), odpuszczam trening, bo tylko można sobie wtedy zrobić krzywdę. 

Czuję się doskonale, nie jestem taka ospała, zmęczona, znużona, więcej mi się chce... No i ...Wiecie, jaka to radość, gdy mogę sobie kupić spodnie w rozmiarze 36?!
 
 
 
 
 
 

sobota, 13 grudnia 2014

Her

Tydzień temu spotkaliśmy się z cudownymi ludźmi. Gościliśmy u siebie Elizę z Łodzi. Było dość kulturalnie, ale o tym następnym razem, może już jutro :) Poza tym było dużo jedzenia.
Przyjechała w piątek wieczorem, a już naprawdę późnym wieczorem dołączył do nas Dejfit. Piliśmy wino, a w międzyczasie robiłam dal soczewicowy na mleczku kokosowym. Drugą ręką tworzyłam chlebek bananowy. Upiekłam też dynię, co było mi potrzebne do śniadania nazajutrz.

I rozmawialiśmy wciąż. O ludziach, którzy ostatnio nas fascynują, o Żywej Bibliotece, która niedawno była w Łodzi, o filmach, tatuażach, siłce, jedzeniu, weganiźmie i wegetarianiźmie, o książkach, kotach i psach, o tym, jak trudno nam zrozumieć język agresji, dotyczący wszystkiego, co inne... Jak zawsze w przypadku Elizy i Dejita, spotkanie było bardzo inspirujące. Wygoniliśmy go o 2:00, wierząc, że obudzimy się przed Elizą i przygotujemy jej śniadanie.
Oczywiście to ona wstała przed nami, ale kto by się tym przejmował!
Gdy robiłam pankejki dyniowe, w tym czasie w piekarniku dochodziła zapiekana kasza jaglana z truskawkami. Spotkaniom końca nie było, bo na śniadanie wpadł Tomasz, którego wieki nie widzieliśmy, a i on z Elizą mieli sporo do nadrobienia. Śniadanie było konkretne, przyznaję, choć oczywiście my z Michałem pierwsi zgłodnieliśmy niecałe 3 h później, ale tak już jesteśmy skonstruowani... Najważniejsze, że goście się najedli, że im smakowało, że przepisy nawet Tomasz chciał. To cieszy bardzo, czuję się wspaniale :)



Jak już pospacerowaliśmy i kulturalnie się nasyciliśmy, poszliśmy do Mixtury na nowego burgera. Eliza wzięła buro, a my soczewkę. Przyznam, że dla mnie lepszy jednak buro. Nie jadłam jeszcze jaglaka, ale tyle jemy kaszy jaglanej, że zwykle szukamy czegoś innego, wychodząc z domu. Dodatkowo wzięliśmy frytki z selera, które trochę mnie zawiodły i pyszne piwo, którego nazwy już oczywiście nie pamiętam. I nawet udało się Marjana chwilę widzieć. Jak miło. Szkoda, że tak krótko.

Odwieźliśmy Elizę tramwajem na przystanek, z którego odjeżdżał Polski Bus i wróciliśmy szczęśliwi do domu. Tak rzadko ostatnio mamy gości, tak na dłużej i takich inspirujących. Musimy w końcu ją odwiedzić w Łodzi. Może jeszcze tej zimy?

Tak dużo mi się chce po spotkaniach z takimi ludźmi. Tak naprawdę.

A dzień później, na fali spotkania, włączyliśmy "Her", który nam Eliza zgrała. Bo chyba już zawsze tak będzie, że przy spotkaniu i noclegu u nas, będzie zgrywać jakieś filmy. Oglądając,zajadaliśmy guacamole. Uwielbiam przecież.

Smutny bardzo "Her". Wprawił mnie w dziwnie melancholijny nastrój. Chyba każdy z nas woli te prawdziwe relacje. Czy rzeczywiście nie mamy na nie czasu, jak wciąż powtarzamy?

 

niedziela, 7 grudnia 2014

Speedball zostawił ślad na długo...

Kolejny trudny tydzień pod względem treningowym, znowu spowodowane w dużej mierze pracą, ale dodatkowo mieliśmy cudowne spotkania w weekend, więc czasem tak po prostu jest, że coś kosztem czegoś się odbywa... Nie żałuję! :)


PONIEDZIAŁEK:
Bieżnia - 15 minut (tylko marsz)
Orbitrek - 10 min
Wioślarz - 11 minut, przepłynęłam ponad 2 km
Deska - 3x30 sekund
Brzuszki - 3x 20
Rozciąganie

To ewidentnie nie był mój dzień, autentycznie było mi słabo i ciężko na orbitreku, więc stwierdziłam, że lepiej odpuścić, niż zrobić sobie i komuś krzywdę. 

ŚRODA:
Speedball - to był mój pierwszy raz na zajęciach z piłkami lekarskimi (1kg, oczywiście, nic cięższego w moim przypadku nie wchodzi w grę) i już wiem, że będę tam częściej. Prowadzący, u którego byłam już kiedyś na strechingu, należy do tych instruktorów, przed którymi nic się nie ukryje ;) więc nie można dawać z siebie 80%, tylko cały czas 100%. Bardzo, bardzo go lubię. Zajęcia różnorodne, ani chwili się nie nudziłam. Na koniec powiedział "Dziś były ćwiczenia na górę, tydzień temu na dół, czujecie to, prawda?". Hm, uda i pośladki tak mnie piekły, że nie mogłam się ruszyć... A on mówi o górze?! Nazajutrz zrozumiałam... Uczciwie, bez ściemy: ledwo doszłam do szatni. Musiałam nieźle trzymać fason, przechodząc przez główną salę do ćwiczeń. Bolało przy rozbieraniu, bolało przy myciu pod prysznicem, bolało jak wracałam. Nie wiedziałam jeszcze, jak będzie bolało następnego dnia. To było w środę. DZIŚ, w niedzielę, rano czułam bicepsy jeszcze!!! Co ze mną nie tak? Czy naprawdę aż tak długa droga przede mną...?


NIEDZIELA:
Bieżnia - 1,5 km w 15 minut (tylko marsz, raczej spokojny, na rozgrzewkę)
Wioślarz - OK 5 minut, przepłynęłam ponad 1 KM
Deska - 3x30 sekund
Brzuszki - 4x 20
Squat - 3x15 z kettlebell 4kg
Długie rozciąganie
 
Wiecie, ze podczas squatów czułam dziś poślady, po ŚRODOWYM speedballu? To nienormalne...
 
Tak, wiem, największy błąd, jaki popełniłam, to brak aerobów (choćby lekki rowerek, marsz na bieżni czy orbitrek na najlżejszym obciążeniu)  w czwartek lub piątek - wtedy rozruszałabym mięśnie, byłoby lepiej. No i Michał słusznie zwraca uwagę na brak zimnego prysznica, bo nic tak nie pomaga na zakwasy. To niezbędne przy przyspieszeniu regeneracji. Podobno. ... :)
W piątek miałam iść na trening przed pracą, ale okrutnie zaspałam. W sobotę nie miałam jak.

Miałam 3 dni przerwy po speedballu i to był duży błąd, bo dopuszczalne są 2, a 3 to naprawdę za dużo. Miałam dziś bardzo spięte ciało, trudności z rozciąganiem... Walczyłam długo na macie ze sobą, naprawdę.
Obiecuję sobie więcej nie robić takiej przerwy. Tak naprawdę wystarczyłoby wczoraj 30 minut jogi i pewnie nie byłoby dziś takiego dramatu.




środa, 3 grudnia 2014

Przedświęta




Do świat jeszcze trochę, ale postanowiliśmy zrobić sobie przedświęta w listopadzie. Chłoniemy piękne wydanie autorstwa Marty Dymek, z której część przepisów jest nam, oczywiście, znana, ale większość to zupełna nowość; ciekawa jest również pozycja dotycząca jogi - dzięki tej książce wiem, które mięśnie pracują podczas wykonywania danej asany. Dobra rzecz, polecam.
A "Dziarski dziadek" to prezent dla kogoś bliskiego ;)
 
Warto zrobić sobie taki prezent w ponurym listopadzie. Życie jest dużo łatwiejsze, kiedy kupujecie sobie książki. Sprawdźcie sami, u nas to zawsze działa.