czwartek, 26 maja 2016

#2 Niedzielne obiadki: kotlety z soczewicy, ziemniaków i selera

Spadłam, oj z jakiej wysokości. Trochę się potrzaskałam. Mniej, niż pozostali, choć powinnam najbardziej. 
Siłownia i jedzenie koją zszargane nerwy, zagłuszają wyrzuty sumienia i pozwalają spać. No i praca. 
Jezu, nie pamiętam, kiedy ostatnio wychodziłam o 16. Jak udaje mi się wyjść o 18, to jest naprawdę huk, a i tak wciąż milion zaległości. Zupełnie, jakby cały świat postanowił wymienić okna w maju. 

Praca pomaga. 
-----------------


Zapragnęłam w weekend kotletów. Mama wyczarowała takie z czerwonej soczewicy, ziemniaków i selera. Mam najfajniejszą mamę pod słońcem :) Poniżej przepis.

Drobna uwaga: za każdym razem gdy robimy jakieś kotlety, robimy je z co najmniej podwójnej ilości składników. To prawdziwe szczęście mieć zamrożoną większość obiadu, uwierzcie.







KOTLETY Z SOCZEWICY, ZIEMNIAKÓW I SELERA

1 szklanka czerwonej soczewicy
2 średnie ziemniaki
pół małego selera
1 jajko
cebula
1 ząbek czosnku
bułka tarta
sól, pieprz, papryka, kurkuma


Ziemniaki i seler obierz i ugotuj razem do miękkości.
Soczewicę opłucz i gotuj ok 15 minut.
Cebulę pokrój w pióra i przesmaż 2-3 minuty na patelni razem z przyprawami.
Ostygnięte soczewicę, ziemniaki, seler i czosnek zmiksuj blenderem ręcznym. Do masy dodaj jajko, jeśli potrzeba i cebulę z przyprawami.

Wilgotnymi dłońmi firmuj kotleciki, obtaczaj w bułce tartej i smaż na oleju na rumiano.



Bądźcie dla siebie dobrzy. Dawajcie sobie kwiaty, pieczcie dla siebie ciasta chodźcie do lasu na spacery. I dużo ze sobą rozmawiajcie. 

Miłego weekendu.
 




wtorek, 17 maja 2016

Kwiecień kulturalnie

Znowu ubogo w filmy, dość bogato w książki. Ale przestałam się nad tym użalać i odczuwać zażenowanie z tego powodu. Inne rzeczy były ważniejsze. Inne są dla mnie ważniejsze, najwyraźniej. I dobrze mi.


KINO/FILMY

 

"Mój tydzień z Marylin" (2011)


Bardzo dobra rola Michelle Williams, którą zresztą uwielbiam m.in za "Take this Waltz" chyba najbardziej. Jednak takie filmy zawsze pozostawiają u mnie jakiś smutek. No wiadomo, że Monroe inteligencją nie grzeszyła, ale chorowała też na depresję, była absolutnie nieszczęśliwa i uzależniona od leków. W łóżku szukała zapomnienia, a może... miłości? Tragiczny koniec, no i zbyt wcześnie. Młoda śmierć zawsze jakoś bardziej boli; przepraszam, wiem, że to niesprawiedliwe.




"Whiplash" (2014)

10/10

Jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam w ostatnich miesiącach. Oddajcie mu się w całości, wejdziecie w niego szybciej, niż Wam się wydaje.




SERIAL

Uff, "Mad Man season VI" za nami. To uff, to tylko dlatego, że chociaż seria bardzo dobra, to długo oglądaliśmy z braku chęci i innych powodów też, co sprawiło, że wciąż miałam w głowie głównych bohaterów. Został nam ostatni sezon i już go nie chcę oglądać. Nie chcę się z nimi rozstawać. Uzależniłam się od Dona i reszty. To jeden z najlepszych seriali w historii.


KSIĄŻKI


Dziecko w czasie Iana MacEwana
Czegoś zabrakło tym razem. Nużyła aż momentami, choć to do McEwana nie jest podobne, sami przyznacie.
Temat trudny, bo powieść traktuje o tym, jak sobie radzić ze stratą dziecka, jednak mam wrażenie, że pisarz przekombinował swój zamysł odrobinę.




Siedem dalekich rejsów Leopolda Tyrmanda
To chyba będzie rok pod znakiem Tyrmanda. Jestem absolutnie oczarowana sposobem jego narracji i specyficznymi dialogami.
Piękny język, fascynująca opowieść, choć tak naprawdę o niczym odkrywczym, bo o sztuce wyboru pomiędzy gwałtowną namiętnością, a nudną stabilizacją, która daje jakieś poczucie bezpieczeństwa. Czyżby jakaś aluzja?
Bardzo, bardzo polecam.



Zapisane w kościach Simona Becketta
To moje pierwsze spotkanie z tym autorem i muszę przyznać, że przez kilka dni niewiele zrobiłam, tak zostałam wciągnięta w thriller, który rozgrywał się na malutkiej wyspie. Fabuła świetna. Gdyby tylko język był odrobinę lepszy... No i nie lubię podsuwania na tacy przemyśleń bohaterów. Było to dość nachalne, jednak dzielnie zniosłam niedoróbki i bawiłam się przednio.



Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero Magdaleny Rittenhouse
Fascynujący reportaż o Mieście-Legendzie. Chyba każdy z nas marzy o tym, by je zwiedzić. Nagromadzenie anegdot i mitów nt NYC jest tak ogromna, że nie sposób zmieścić je w jakiejkolwiek książce. Magdalena Rittenhouse przedstawiła nam historię tego miasta i dzięki niej silniej, niż przedtem, odczuwam potrzebę odwiedzenia tego miasta. 






Czytajcie, oglądajcie, do przeczytania za miesiąc w tym temacie :)


niedziela, 15 maja 2016

#1 Niedzielne obiadki: curry z batatami, ciecierzycą i brokułem

W ostatnich tygodniach (chyba już nawet miesiącach), to Michał robi 4 obiady w tygodniu, ponieważ z pracy nie wychodzę wcześniej, niż o 17, a najczęściej jeszcze później (w piątek wyszłam o 19...). Jest cudownie cierpliwy i kochany, a ja mam ogromne szczęście, bo potrafi chłopak gotować! Dlatego w weekend jak już gotuję, to staram się zrobić coś na wypasie, by mu wynagrodzić cały obiadowy tydzień. Wiem, jak kocha curry i bataty, stąd pomysł na dzisiejszy obiad.

Kocham bataty. Uwielbiam mleko kokosowe. Jestem miłośniczką curry w każdej postaci. A pozostałe produkty z dzisiejszego obiadu po prostu bardzo lubię.
Nie myślcie, że curry to tylko przyprawa w proszku. Albo pasta, która daje intensywny, ostry (choć nie zawsze!) smak. To również gęsty sos, do którego wrzucamy warzywa, jakie tyko nam się zamarzą. 

Inspirowałam się przepisem z Jadłonomii.
W oryginalnym przepisie jest szpinak, bo faktycznie świetnie pasuje do ciecierzycy i batatów, ale brokuł leżał już kilka dni, a przecież jedzenia nie wyrzucamy, no i okazało się, że komponuje się równie idealnie.

Bataty kochamy, absolutnie! Zawsze robiłam pieczone, tym razem ugotowałam je 3 minuty i wrzuciłam do curry. I to w zupełności wystarczyło. Są tak lekkie, a jednocześnie niezwykle sycące i cudownie słodkie.

Ciecierzyca, czyli Where Did You Get Your Protein :) to skarbnica białka, o ilość którego dbam nie tylko dlatego, że nie jem mięsa, ale również z powodu sportowego trybu życia, jaki prowadzimy. Jest również uznana za afrodyzjak, więc... ser kozi, wino i film już przygotowaliśmy na wieczór :)

W curry lubię to, że zawsze robię je na dwa dni. Dziś podałam z kaszą pęczak, a jutro tylko ugotujemy ryż lub kaszę bulgur i obiad gotowy.





CURRY Z BATATAMI, CIECIERZYCĄ I BROKUŁEM

(dla 4-5 bardzo głodnych osób)
500 g słodkich ziemniaków
300 g ugotowanej ciecierzycy (lub takiej z puszki)
1 mały brokuł
1 cebula
1 puszka pomidorów
1 puszka mleka kokosowego
źdźbło trawy cytrynowej (dałam 1 łyżkę suszonej)
sok z cytryny
mały kawałek imbiru, ok. 3 cm starty lub drobno poszatkowany
ząbek czosnku, przeciśnięty
1 łyżeczka pieprzu cayenne
2 łyżeczki kuminu
2 łyżeczki czarnuszki
2 łyżeczki suszonych liści kolendry
1 i 1/5 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka kardamonu
sól
olej do smażenia

Dzień wcześniej namocz szklankę ciecierzycy (ja moczę ok 15h, najczęściej dobę), następnie gotuj ok 1 h. Możesz to zrobić dużo wcześniej :)

Bataty umyj, obierz i pokrój na grube pla­stry. Ugotuj w lekko oso­lo­nej wo­dzie lub na parze, nie dłu­żej niż 3 mi­nu­ty od mo­men­tu wrze­nia wody.

Na dnie naj­więk­szej pa­tel­ni jaką mamy, roz­grzej olej. Ce­bu­lę możesz pokroić w pióra i wrzu­cić na go­rą­cy olej, dodaj wszyst­kie przy­pra­wy oraz po­szat­ko­wa­ną drob­no trawę cy­try­no­wą i sma­ż przez około 5 minut. Na­stęp­nie dodaj po­mi­do­ry, po chwi­li dodaj też mleko ko­ko­so­we. Wrzuć pokrojone (im mniejsze, tym lepiej!) różyczki brokułu, niech się poduszą 15 minut, by nie były zbyt twarde.

Dodaj słod­kie ziem­nia­ki i cie­cie­rzy­cę. Wszyst­ko de­li­kat­nie po­mie­szać, dusić na pa­tel­ni przez około 10 minut, na­stęp­nie do­pra­wić solą i za­ja­dać. Można po­sy­pać świe­żą ko­len­drą, ko­niecz­nie zjeść z ryżem lub jakąś kaszą.


  • Słodkie ziemniaki obrać i pokroić na grube plastry. Obgotować w lekko osolonej wodzie lub na parze, ja pozwalam się im gotować nie dłużej niż 3 minuty od momentu wrzenia wody.
  • Na dnie największej patelni jaką mamy, rozgrzać olej. Cebulę pokroić w pióra i wrzucić na gorący olej, dodać wszystkie przyprawy oraz poszatkowaną drobno trawę cytrynową i smażyć przez około 5 minut. Następnie dodać pomidory, po chwili dodać też mleko kokosowe.
  •  Dodać rozmrożony szpinak, sos dokładnie wymieszać a następnie dodać słodkie ziemniaki i ciecierzycę. Wszystko delikatnie pomieszać, dusić na patelni przez około 10 minut, następnie doprawić solą i zajadać. Można posypać świeżą kolendrą, koniecznie zjeść z ryżem lub z indyjskim plackiem.


  • Słodkie ziemniaki obrać i pokroić na grube plastry. Obgotować w lekko osolonej wodzie lub na parze, ja pozwalam się im gotować nie dłużej niż 3 minuty od momentu wrzenia wody.
  • Na dnie największej patelni jaką mamy, rozgrzać olej. Cebulę pokroić w pióra i wrzucić na gorący olej, dodać wszystkie przyprawy oraz poszatkowaną drobno trawę cytrynową i smażyć przez około 5 minut. Następnie dodać pomidory, po chwili dodać też mleko kokosowe.
  •  Dodać rozmrożony szpinak, sos dokładnie wymieszać a następnie dodać słodkie ziemniaki i ciecierzycę. Wszystko delikatnie pomieszać, dusić na patelni przez około 10 minut, następnie doprawić solą i zajadać. Można posypać świeżą kolendrą, koniecznie zjeść z ryżem lub z indyjskim plackiem.


  • Słodkie ziemniaki obrać i pokroić na grube plastry. Obgotować w lekko osolonej wodzie lub na parze, ja pozwalam się im gotować nie dłużej niż 3 minuty od momentu wrzenia wod
  • Na dnie największej patelni jaką mamy, rozgrzać olej. Cebulę pokroić w pióra i wrzucić na gorący olej, dodać wszystkie przyprawy oraz poszatkowaną drobno trawę cytrynową i smażyć przez około 5 minut. Następnie dodać pomidory, po chwili dodać też mleko kokosowe.
  •  Dodać rozmrożony szpinak, sos dokładnie wymieszać a następnie dodać słodkie ziemniaki i ciecierzycę. Wszystko delikatnie pomieszać, dusić na patelni przez około 10 minut, następnie doprawić solą i zajadać. Można posypać świeżą kolendrą, koniecznie zjeść z ryżem lub z indyjskim plackiem.


  • Słodkie ziemniaki obrać i pokroić na grube plastry. Obgotować w lekko osolonej wodzie lub na parze, ja pozwalam się im gotować nie dłużej niż 3 minuty od momentu wrzenia wody.
  • Na dnie największej patelni jaką mamy, rozgrzać olej. Cebulę pokroić w pióra i wrzucić na gorący olej, dodać wszystkie przyprawy oraz poszatkowaną drobno trawę cytrynową i smażyć przez około 5 minut. Następnie dodać pomidory, po chwili dodać też mleko kokosowe.
  •  Dodać rozmrożony szpinak, sos dokładnie wymieszać a następnie dodać słodkie ziemniaki i ciecierzycę. Wszystko delikatnie pomieszać, dusić na patelni przez około 10 minut, następnie doprawić solą i zajadać. Można posypać świeżą kolendrą, koniecznie zjeść z ryżem lub z indyjskim plack


  • niedziela, 8 maja 2016

    Zwykłe życie

    W ten weekend tak dużo się działo w Poznaniu, że można się nabawić nie lada kompleksów. Bo i Gwint, w skład którego wchodziło kilka dystansów, ale 100 MIL jest chyba kluczowe, ale i Wings For Life, czyli jedyny bieg, w którym to meta goni nas. Była tez kolejna edycja Szpota
    W żadnej z imprez nie uczestniczyliśmy. Podglądam życiówki lub osiągnięcia znajomych bliższych i dalszych i zazdroszczę, że mogą biegać. Jacy oni są niezwykli, jacy wspaniali! Myślę o tym, ile musieli czasu poświęcić na treningi przed tymi zawodami. 
    Może będę mogła kiedyś wrócić do tego, strasznie mi biegania po lesie brakuje...

    W sobotę, po ogarnięciu się, wyjechaliśmy na piknik. Zrobiłam po super bułce, do której naładowałam rukoli, sera, siemienia lnianego, aż wypadało i poprosiłam Michała, by zawiózł mnie do lasu, ale do jakiegoś nowego miejsca. Gdzie będzie słońce (dla mnie) i cień (dla niego). I żeby było mało ludzi i maks. 15 km od domu. Zastanowił się chwilę, sprawdził swoje mapy biegowe i ruszyliśmy. 

    Termometr wskazywał 24 stopnie w cieniu, była sobota, więc oczekiwałam miliona ludzi w lesie. Ucieszyłam się, że było zupełnie inaczej. Podejrzewam, że wszyscy byli na zakupach (właśnie dlatego robimy je w piątek wieczorem! Ależ cicho w markecie jest wieczorem o tej porze! I jaki weekend długi :)) i spacery zaplanowali na niedzielę. 


    9 km od domu jest taka polana. Zdaje się, że to Swarzędz. Leżeliśmy na tej łące ponad godzinę. Wpadła tylko jakaś para starszych ludzi z pięknym rudym seterem, byli z nami około 15 minut. Było tak cicho, tak spokojnie, że można było się spokojnie rozebrać, dosłownie. Czy to możliwe, że niewielu zna to miejsce? Czy może sobota w godzinach 14-15 to jakaś dziwna godzina i wszyscy jedzą wtedy obiad? Aż się boję, że to był wyjątkowy dzień i następnym razem już nie będziemy sami.









    Niedziela za to, jak to niedziela. Wstaliśmy przed 8, ja popędziłam na siłownię, a Michał na 100-km przejażdżkę z kolegą. I chleb zrobiłam. Chia pudding do pracy. Na obiad i do pracy kaszę bulgur z warzywami, które mroziłam ubiegłego lata. Kompot z rabarbaru i jabłek cudownie nas dzisiaj chłodził. Przesadziłam rzodkiewki do głównego korytka. Jest też pasta słonecznikowa do kanapek na najbliższe 2-3 dni.

    A teraz poczytamy i pójdziemy spać. Bo wstaję o 5, by zdążyć na angielski przed pracą.

    Lubię to nasze zwykłe życie. 


    :)


    wtorek, 3 maja 2016

    Przytul się do drzewa!

    Michał miał zaplanowany na dziś trening rowerowy, więc Julię zaprosiliśmy na drugie śniadanie, dość późne, bo na 13:00.
    Jak to zwykle bywa z cudownymi i interesującymi ludźmi, nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Nie było czasu, naprawdę!

    Hummus wyjadaliśmy selerem naciowym i marchewką. Sałatka ziemniaczana była dobra sama w sobie - świetnie przełamuje ją kwaśne jabłko! A ciasteczka owsiane nie wyszły, ale Julia przyniosła krem rabarbarowo-nerkowcowy, który okazał się absolutnie przepyszny i nim smarowaliśmy ciasteczka, więc ostatecznie było ok. Wypiliśmy kawę i poszliśmy na spacer do lasu, z którego wygoniła nas burza. Na szczęście mieszkamy bardzo blisko, więc podbiegliśmy i po 2 minutach byliśmy w domu. Zdążyliśmy spotkać 6 (!) wiewiórek, dzięcioła dużego z pięknym czerwonym kuprem i kilka kosów.

    O tej porze las jest najcudowniejszy: soczysta zieleń trawy i liści, oszałamiający zapach i koncert ptaków wokół. Mało co mnie tak relaksuje, jak kontakt z przyrodą. I jakby banalnie to nie brzmiało, to tak właśnie czuję. Serdecznie Wam polecam spacer po lesie; szczególnie, gdy czujecie się zestresowani lub przygnębieni. Nie wstydźcie się też podotykać drzew, czy nawet do nich tulić, to naturalna potrzeba. Uwielbiam to.











    niedziela, 1 maja 2016

    Babka pomarańczowa


    Słoiczek szczawiu już prawie się przeterminował, więc na szybko ugotowałam zupę. Wrzuciłam 2 ziemniaki, pokrojone w kostkę i doprawiłam. W zupach najbardziej lubię, że są na 2 dni. I słoik zawsze do pracy zabieram, co robi tak dobrze w środku dnia. Tak domowo.


    Ale w niedzielę, poprzednią, zrobiłam ponownie babkę pomarańczową, o której Wam wspominałam ostatnio. Jest niezwykle prosta, ale...malutka, więc nie myślcie, że robicie ciasto na 3 dni lub dla kilku osób. Przepis mam od Apparechiamo




    BABKA POMARAŃCZOWA


    120 g miękkiego masła 
    100 g cukru

    sok wyciśnięty z jednej dużej pomarańczy
    2 jajka 
    200 g mąki pszennej 
    1 łyżeczka proszku do pieczenia 
    szczypta soli 
    1/2 szklanki śmietany 18% lub jogurtu greckiego

    opcjonalnie: cukier puder do posypania lub dowolny lukier, polewa czy posypka 

    Formę na babkę o pojemności 2 litrów wysmarować masłem i oprószyć mąką. Piekarnik nagrzać do 160 stopni (termoobieg). 
    Miękkie masło utrzeć z cukrem na białą i puszystą masę. Stopniowo dodawać jajka cały czas miksując na wysokich obrotach miksera. 
    Zmniejszyć obroty do minimum i dodać (w 3 partiach) przesianą mąkę razem z proszkiem do pieczenia i solą. Gdy składniki się połączą, dodać śmietanę i sok z pomarańczy (lub całą zmiksowaną pomarańczę), krótko zmiksować do połączenia się składników. Przełożyć do formy i piec przez ok. 50 minut do suchego patyczka. Formę odstawić na kratkę na 10 - 15 minut, następnie wyjąć babkę z formy i ostudzić. Można posypać cukrem pudrem lub polać dowolnym lukrem. 
    Najsmaczniejsza jest, gdy (niestety) ostygnie, a już zupełnie naj, następnego dnia.


    Zostawiam Was z Niną, moją ulubioną chyba. Kocham jej charyzmę i każde wyraźnie zaakcentowane słowo, które tak wiele u niej znaczy. 

    Ściskam Was weekendowo!