niedziela, 30 listopada 2014

Rozgrzewamy się na treningu, rozgrzewamy się obiadem

Jeśli chodzi o treningi w tym tygodniu, to byłam 3 razy w Pure, ale nie udało mi się zdążyć na żadne zajęcia grupowe, więc treningi robiłam sama. Dziś najmocniejszy ze wszystkich trzech. Ale mało mi wciąż, więc muszę dotrzeć w końcu na spinning i dać sobie wycisk, a nie jakieś pitu pitu an orbitreku i wioślarzu.

Dodatkowo 2 razy ćwiczyłam jogę w domu, dzięki czemu bardzo rozluźniłam kręgosłup. Nie ukrywam, że ostatnie tygodnie/miesiące są dla mnie niezwykle stresujące. Niestety objawia się to u mnie zniecierpliwieniem, skaczącym okiem, wysypką i okropnym bólem kręgosłupa.
Trening bardzo pomaga, dobrzy ludzie również, więc nie odmawiamy spotkań, jak wcześniej, bo bardzo ich potrzebuję. Tydzień temu przyjechała Agata z Warszawy. Nie było dużo czasu, ale cieszę się, że chociaż kilka piwo wypiłyśmy, rozmawiając. Spotkanie z nią zawsze daje nam dużego powera ;)
Zresztą jej przyjazd jest również okazją, by spotkać się z resztą naszych ulubionych ludzi ze studiów, czyli z Agnieszką i Dejfitem.

A w niedzielę na późny obiad poszliśmy do naszych cudownych kociarzy, czyli Liminów. Michał wziął aparat, żeby zrobić zdjęcia, ale oczywiście tyle się działo i było tak smacznie, że nawet go nie rozpakował. Zawsze to samo.
A Natalia uraczyła nas nie tylko obłędnymi pastami (szczególnie ta z suszonych pomidorów i soczewicy!), ale moim jej ulubionym daniem, czyli dalem soczewicowym. Jest tak pyszny, że nieprzyzwoicie się nim zawsze objadamy. Naprawdę nieprzyzwoicie. Mamy od jakiegoś czasu puszkę mleczka kokosowego, więc pomysł na rozgrzewający, szybki obiad jak znalazł. Dziś w końcu zrealizowałam ten plan.

Gdybym tylko wiedziała, że to się tak błyskawicznie robi! Wrzucam, mieszam i mam obiad na 2 dni, a na trzeci kiedyśtam nawet zamroziłam. Cudowne ;)
Zdjęcia brak, bo to breja, jak Marta Dymek przyznaje, więc umówmy się, że wygląda jak na blogu wiadomym ;) Dziś podałam z komosą ryżową, a jutro będzie z brązowym ryżem. Sycące, rozgrzewające, aromatyczne, po prostu boskie! Będę robić częściej, szczególnie w okresie zimowym.


Miłego tygodnia!



niedziela, 23 listopada 2014

Pure odpręża

Ciężki tydzień za mną, jak przewidywałam. Nie tylko w odniesieniu do możliwości treningowych, z naprawdę różnych powodów. Myślcie czasem o mnie, bardzo potrzebuję dobrych ludzi wokół. Szczególnie teraz.

W poniedziałek nie wyrobiłam się na żadne interesujące mnie zajęcia i zrobiłam "swój" trening:


PONIEDZIAŁEK:
Bieżnia - 2,2 km w 20 minut (tylko marsz, raczej spokojny)
Wioślarz - 10 minut, przepłynęłam ponad 2 km
Deska - 3x30 sekund
Brzuszki - 3x 30
Rolowanie i długie rozciąganie

WTOREK:
Zdrowy Kręgosłup - znowu było dużo stabilizacji, co mi się bardzo przydaje. Ale muszę przyznać, że po tych konkretnych zajęciach triceps mocno czułam jeszcze w piątek, co wcześniej mi się nie zdarzyło. Cóż, instruktor się postarał i ja nie odpuszczałam, chociaż miałam momenty, w których już już miałam opuścić ręce i wtedy na szczęście zmienialiśmy pozycję ;)
Po zajęciach przejechałam jeszcze 10 km w 22 minuty na rowerku.  


NIEDZIELA:
Bieżnia - 2 km w 18 minut (tylko marsz, raczej spokojny)
Wioślarz - OK 5 minut, przepłynęłam ponad 1 KM
Deska - 3x30 sekund
Brzuszki - 3x 30
Rolowanie i długie rozciąganie

Krótki, bo jedynie godzinny trening, chyba nawet niespełna, ale tydzień miałam intensywny, wcale nie pod kątem sportu, jak widać powyżej.
Sporo stresu mam, sporo, naprawdę cierpię z powodu bólu kręgosłupa i właściwie nic mnie tak nie odpręża, jak trening w Pure.

A w międzyczasie, nie wiem, kiedy nawet dokładnie, kolejna porcja tłuszczu z pleców i cycków zniknęła i o kolejne oczko musiałam przesunąć zapięcie w staniku. Mała rzecz, a cieszy ;)


 

środa, 19 listopada 2014

Obiecuję nie robić tego codziennie

W Biedronce pojawiły się kasztany jadalne! Cena taka se, bo za 1 kg za 19.90zł to tak wiecie... Może być, mogłoby być taniej. Wzięłam garść, za 5zł. Nacięliśmy, upiekliśmy je i zjedliśmy po obiedzie. I życie na chwilę było znośniejsze. Nie przegapcie, kasztany są pyszne. Tylko pamiętajcie o nacięciu, bo podobno wybuchają, jak się tego nie zrobi - nie będę testować ;)
 
Jutro w Poznaniu zagra Natalia Przybysz, w Akademickim Centrum Kultury i Sportu 9stóp, za 30 zł. Nowa płyta już na spotify. Jestem zachwycona muzyką, tekstami, nią. Bardzo dojrzała, chociaż już od Sistars miałam do niej słabość i zawsze jej kibicowałam.

A teraz piję wino, pierwszy raz od 2 miesięcy, od nastoletnich czasów nie miałam takiej przerwy. Najpierw przez cały miesiąc byłam chora, a potem... nie było czasu? Nastroju?
Liczę po cichu, że ból pleców odpuści, ból kręgosłupa właściwie, który trzyma mnie już kilka tyg.
I skaczące oko cały dzień. Bo historii spadkowej nie ma końca. I zamiast ćwiczyć jogę, to zawracam ludziom głowę, by się wygadać. Chociaż bardzo się staram nie, ale czasem nie wychodzi... Wiecie, jak to jest, gdy jest silne postanowienie bycia szczerym? No i co mam odpowiedzieć, gdy ktoś pyta, jak się czuję? No chujowo. Nie będę kłamać przecież.
 
...
 
Jezu, upiłam się kieliszkiem wina. I pierwszy raz od kilku tyg nie boli kręgosłup. O, coś podziałało. 
 
Dobranoc.







niedziela, 16 listopada 2014

Samotne treningi

Za dużo sportu? Michał mówi, że to może być przyczyna moich problemów z wstawaniem ostatnio. Nie słyszę budzika! Rozumiem, jeśli taka sytuacja zdarzy się raz, drugi, ale nie każdego dnia przez tydzień! Zrzucałam to na przesilenie, zmianę pory roku itd... No ale zaczęłam mieć te problemy równocześnie z powrotem do treningów. I nie mam tak, że brak siły, by się podnieść rano, po prostu smacznie, mocno śpię.
Budzik przesypiam. Od kilku dni jest lepiej. Myślę jednak, że stres robi swoje również.
Przypomina mi o tym ból kręgosłupa, każdego dnia.


W tym tygodniu, głównie z powodu nawału pracy, nie dotarłam na żadne zajęcia grupowe w Pure. Po prostu nie dało się wyjść o przyzwoitej porze. Wszystko w tym tygodniu to była "samotność długodystansowca" ;) To i tak cud, że przy tak intensywnym tygodniu (pomijając poniedziałek), udało się zrealizować 4 treningi.

PONIEDZIAŁEK:
Bieżnia - 3 km w 30 minut (tylko marsz, raczej spokojny)
Wioślarz - 10 minut
Deska - 3x30 sekund
Brzuszki - 3x 20
Squat - 3x 10 z kettlebell 6kg
Rolowanie (auć!) i długie rozciąganie

W środę ćwiczyłam 45 minut jogę w domu i bardzo dobrze mi to zrobiło. W Decathlonie pojawiły się paski do jogi, które bardzo ułatwiają większość pozycji (Bo większość jest dla mnie wciąż niedostępna... Chociaż... czy tak powinnam mówić? Nie niedostępna, nie nieosiągalna, tylko wykonuję je na miarę swoich możliwości, ale pasek ułatwia, bo przedłuża trochę rękę, nie zaokrąglam dzięki temu pleców tam, gdzie powinny być proste itd).

PIĄTEK:
Rower - 9km w 21 minut
Wioślarz - 5min, 1 km "przepłynęłam"
Deska - 3x30 sekund
Coreboard - 3x 10 skręt
Rozciąganie

Pisałam już wczoraj, jak bardzo lubię ćwiczyć w piątek wieczorem. Prawie tak samo, jak raniutko, tuż po otwarciu klubu o 6:30. Bardzo specyficzny klimat ;)

SOBOTA:
Bieżnia 2 km w 20 minut
Wioślarz - 5km, 1km "przepłynięty"
Deska - 3x 30 sekund
Rozciągania

No wczoraj to było dość krótko, przyznaję, bo chyba 45 minut (zwykle mam 55-70 minut, gdy sama ćwiczę), ale dlatego, że miałam trochę głowę zaprzątniętą, niestety nadchodzącym dniem. Mimo pozytywnego nastawienia, wiedziałam, że pół dnia spędzę na samotnym zdzieraniu tapet w mieszkaniu babci. Dlatego nie przesadzałam z wiosłowaniem, bo wiedziałam, ze ręce dostaną za swoje tego dnia. Nie pomyliłam się. 

Nadchodzący tydzień może być trudny treningowo, niestety.






sobota, 15 listopada 2014

Enjoy the little things


Te drobiazgi, małe zwycięstwa, które cieszą tak bardzo: pani z piekarni, zachwycona moim chlebem, prosi o przepis, następnie dostaje zakwas i sama piecze chleb; mięsożerni współpracownicy, którzy poczęstowani soczewicowym pasztetem, oświadczają mi się; garść pieczonych kasztanów, które sprawiają, że czasem lubię jesień; mieszkanie wypełnione zapachem ciasta dyniowego lub po prostu pieczonej dyni, z której robię nieustannie zapasy puree.



W tygodniu na śniadanie czekoladowy pudding chia sprawia, że czuję się trochę jak w sobotę 
i do pracy ruszam z większą energią i jeszcze lepszym nastawieniem. 

...


Z pracy wyszłam wczoraj prawie o 18, zmordowana wróciłam do domu. Zjadłam lekki obiad, wypiłam kawę i po 21:00 wiosłowałam już w Pure. Można? Można. Wychodziłam jako jedna z ostatnich. 
Fajne towarzystwo jest na siłowni w piątek wieczorem ;) 
Zasnęłam jak dziecko. Śniły mi się przygotowania do triathlonu z koleżanką z liceum. Nie widziałam jej od lat, ale często o niej myślę. Kiedyś wierzyła, że jak będę duża, napiszę książkę i znajdzie tam dla siebie dedykację. Ja też w to wierzyłam. ...Dziecięce marzenia ;)




Dziś jestem sama, Michał w pracy wyjątkowo, do późnego wieczora. Śniadaniem należy sprawiać sobie przyjemność - trzymam się tej zasady od dłuższego czasu. 
Bardzo dobrze mi zrobiła quinoa z rodzynkami, do której dodałam łyżkę masła orzechowego. Potem kawa z odrobiną cukru z cynamonem. I mogę jechać na trening. A potem remontować mieszkanie, które przygotowujemy pod wynajem. Będzie siła, będzie moc.

Dzień pochmurny, ale skoro rozpoczęłam go takim porankiem, nie może być źle, prawda?


Jeden z ulubionych dziś:









wtorek, 11 listopada 2014

Święto rogala i faszystów*





Byliśmy dziś na Biegu Niepodległości w Luboniu. Michałowi udało się pobiec na życiówkę w czasie 44:10 netto. Zjedliśmy też rogala. Ze łzami w oczach czekałam na start biegu - mam to na każdych zawodach, wzrusz ogromny, a dziś dodatkowo hymn zagrali. Miałam duży problem, by się nie rozpłakać.

 My w ten sposób świętowaliśmy 11.11 a Wy?



Wystarczyło wrócić do domu z wesołej wycieczki i miło spędzonego czasu z biegającymi znajomymi i włączyć radio, by usłyszeć, w jaki sposób inni spędzają ten dzień. Ech. Dla rozluźnienia zrobiłam 3 chleby, które teraz dochodzą do siebie, a rano je upiekę przed pracą. Dla rozluźnienia II zabrałam się za dżem dyniowo-pomarańczowy. Przepis i relacja następnym razem. Pachnie cudownie: gałka, imbir, cynamon. Aj. Samej sobie zazdroszczę już tych słoików.




*Tak 11.Listopada nazwała moja droga Natalia. Zawsze trafione.

niedziela, 9 listopada 2014

No pain no gain

Kolejny tydzień bez jogi. Jakoś mi głupio, że ostatnio wyszłam, no i postawiłam na poznawanie kolejnych zakątków Pure.

We wtorek ZDROWY KRĘGOSŁUP, jak zawsze, nie zawiódł. Opłaciło się weekendowe ćwiczenie z piłką fitnessową, pobiłam we wtorek swój osobisty rekord w utrzymaniu się nie piłce bez oparcia nóg o podłoże oraz rąk na piłce. Tylko balans ciałem, głównie biodrami właściwie. 
Wydawało mi się, że trwało to 3-4 minuty, w rzeczywistości pewnie dużo krócej, ale to nic. 
Byłam bliska płaczu ze szczęścia. Aj! Ja, antytalent jeśli chodzi o równowagę i w ogóle z ułomnością  w temacie core, utrzymałam się na piłce, panowałam na niej i nie miałam dość!
Po ZDROWYM poszłam na rowerek - tradycyjne już 10 km przejechałam w 26 minut.

Środa to był dzień regeneracji tym razem, ale w czwartek już wróciłam do Pure, ponownie na ZDROWY. Miałam nadzieję, że w końcu trafię na zajęcia bez piłki. 
Oczywiście uwielbiam piłki, ale byłam ciekawa, jak instruktor prowadzi te zajęcia bez nich. 
No i cóż, zajęcia grupowe nie przestaną mnie nigdy zadziwiać - dostałam pstryczek w nos. Ćwiczyliśmy m.in z gumami (zdjęcie poniżej, z allegro), głównie w obrębie barków. Musicie wiedzieć, że mam bardzo słabe barki, plecy i ramiona. Koszmarnie wprost. Dlatego dostałam mocno po tyłku. A raczej po barkach. 
Ale było super, dla rozluźnienia przejechałam po zajęciach 10 km, tym razem w 23 minuty

Gumy do ćwiczeń


W sobotę zrobiłam sobie samodzielny trening, tzn zaspałam na spinning, na który miałam po raz pierwszy iść. Byłam sobą rozczarowana, ale zjadłam kaszę jaglaną i pojechałam coś sama poćwiczyć.

Rower - 15 minut (to często moja rozgrzewka)
Orbitrek - 15 minut
Bieżnia - 10 minut*
Wioślarz - 6 minut
3x 10 squat na bosu
3 x 20 sek deska
3x 10 skręty na core board
3x 20 brzuszki
Kilka minut ćwiczeń stabilizacyjnych na piłce fitnessowej
ok 10 minut rozciągania

*Wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać. Spędziłam tylko 1km na bieżni, z czego przetruchtałam 300m, reszta była marszem. Tęsknię do biegania okrutnie :( Niestety popołudniu poczułam kolano... No ale maszerować sobie będę.

Wioślarz - to był mój pierwszy raz, przed wyjściem z domu przestudiowałam na youtubie technikę wykonania i poczytałam, czy przypadkiem nie obciążą kolan. Proste plecy, a potem tylko warto pamiętać, by wypuścić najpierw ręce, potem reszta. Łatwizna? 
Ha, jeśli masz siłę w rękach i ramionach, to ok, ja czułam ręce wieczorem. Oczywiście tylko mnie to cieszy.

Dziś też zrobiłam samodzielny trening, był bardzo podobny do wczorajszego:

Rower - 12 minut (5 km)
Orbitrek - 15 minut
Wioślarz - 7 minut
3x 10 squat z kettlebells
2x 10 skręty na core board
Kilka minut ćwiczeń stabilizacyjnych na piłce fitnessowej 
Rolowanie pasma biodrowo-piszczelowego, po ok 2 minuty na każdą nogę
ok 10 minut rozciągania


Dziś tez odkrywałam nowe gadżety, były to tym razem kettlebells. Wybrałam 6kg ciężar i robiłam takie squaty, jak na filmiku poniżej na początku.


Minęło kilka godzin od treningu, a ja już już czuję ramiona i plecy. Być może niepotrzebnie dziś znowu wiosłowałam. Ale było fajnie. Nie będę się rozpisywać na temat powrotu, bo aż wstyd... Mam niecałe 3km do Pure, a z trudem pedałowałam w drodze powrotnej... Paszcza się śmiała, choć twarz wykrzywiała w bólu ;)

Ale dlaczego paszcza się śmiała? Dziś rano się mierzyłam. Pierwszy raz od września.

Minus 2 cm w cyckach.
Minus 3 cm w talii.
Minus 3 cm na bębolu.
Minus 2 cm w biodrach.
Minus 2 cm w łydkach.

Wiedziałam, że jest mnie mniej po ciuchach, ale nie myślałam, że aż tyle. 
Jeszcze bardzo dużo pracy przede mną, ale radość była ogromna!

Oczywiście nie samymi ćwiczeniami człowiek żyje, bardzo ograniczyłam słodycze. 
Ale o tym za miesiąc, przy kolejnym mierzeniu.


środa, 5 listopada 2014

Koktajl z jarmużem





W końcu jarmuż jest CODZIENNIE dostępny w osiedlowym warzywniaku. Cudownie! 
Kupiłam palmę i przede wszystkim zrobiłam koktajl. Inspirując się przepisem stąd. Tyle tylko, 
że pominęłam kiwi. Dorzuciłam otręby i nie namoczyłam moreli. Wyszedł cudowny, orzechowy! Jeśli chodzi o wkład,  to dałam pół na pół mleko i jogurt naturalny.
Z jarmużu można oczywiście wiele innych rzeczy robić, ale chwilowo jestem zafascynowana jego smakiem w koktajlu.
Michał upodobał sobie jajecznicę z jego dodatkiem - też ok, ale jajka mi nie wchodzą, delikatnie mówiąc, od kilku miesięcy.

Jest suchy, bezwietrzny, ciepły listopad. Aż się nie chce wierzyć, że poranki są tak ciepłe (9 stopni dziś było o 7:00). Korzystajmy, cieszmy się, zapamiętajmy. Może łatwiej będzie przetrwać zimę dzięki tym wspomnieniom.

Słucham wciąż, nie mogę przestać tej jesieni N. Przybysz i czekam na płytę. Będzie miód, już to czuję. Lubię ją taką zdzierającą gardło. I jogującą ;)


 

 Bo dobre jedzenie, książki, kino i muzyka umilą nam oczekiwanie na lato. I sport, duuuużo sportu.


niedziela, 2 listopada 2014

Bogato w treningi i w bóle mięśni

Tydzień był dość bogaty w treningi, choć jego początek na to nie wskazywał.

W poniedziałek pojechałam na jogę, ale niestety poczułam się fatalnie i po 30 minutach musiałam wyjść z sali. Byłam niepocieszona, trochę zdołowana, ale potem pomyślałam, że tak widocznie musi czasem być. Że to nie ten dzień itd - choć nie chodziło o brak motywacji do ćwiczeń, tylko fizycznie czułam się naprawdę strasznie.

We wtorek udało mi się dojechać na Zdrowy Kręgosłup, na którym nie było mnie cały miesiąc. Znacie to uczucie, kiedy wydaje Wam się, że jesteście niewidzialni? Wydaje mi się, że instruktor mnie zapomniał, ale nie dziwię się właściwie, bo w tak dużym klubie jest spory przepływ ludzi. Tak czy inaczej, było ciężko. Nie spodziewałam się, że aż tak. Połowa ćwiczeń sprawiała mi wyraźną trudność, a i następnego dnia czułam mięśnie. Sporo do nadrobienia po miesiącu chorowania... Po zajęciach przejechałam 10km na rowerku, na co poświęciłam 24 minuty.

Czwartek to miał być dzień jogi, ale udało się wyrwać z pracy o ludzkiej godzinie, więc pomyślałam, że pójdę ponownie na Zdrowy Kręgosłup - zwykle jeden dzień w tygodniu instruktor poświęca na ćwiczenia z piłką, podczas których wzmacniamy mięśnie, natomiast podczas drugich zajęć jest głównie rozciągania. Stwierdziłam, że się przyda. A tu psikus: znowu zajęcia z piłkami! Oczywiście to super wiadomość, bo piłki to w ogóle super sprawa, a dodatkowo został zaplanowany trening stabilizacyjny. Pięknie się składa: ze wszystkim u mnie słabo, ale do core powinnam się stanowczo bardziej przyłożyć. I tu nie było łatwo. Ale nie poddajemy się, a po treningu znowu na rowerek, też 10km, w tym samym czasie. Wierzę, że rower pomoże mi odbudować tę pieprzoną chrząstkę w kolanie i wrócę kiedyś do biegania.

Wiedziałam, że sobota będzie ciężkim dniem, piątek zresztą też, ponieważ już w piątek jechaliśmy do mamy. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale mam sporo na głowie, ponieważ zajmuję się całą spadkową sprawą od czasu śmierci ojca. W imieniu mamy i siostry ustalam taktykę z prawnikami, negocjujemy warunki z drugą stroną. Dodatkowo później muszę przekazywać i siostrze (która jest w Anglii) i mamie (która jest w fatalnym stanie) wszystkie informacje i tłumaczyć, dlaczego tak, a nie inaczej postępujemy. I myślę, że od tych wszystkich okropnych rzeczy ( i wielu innych związanych z urzędami, ubezpieczylami, ZUSEm, skarbówką etc) od kilku miesięcy cierpię na bóle kręgosłupa. Z powodu napięcia. Raz mocniej, raz lżej. Od kilku tygodni bardzo mocno. Nie pomogła miesięczna absencja na siłowni i dwutygodniowe zwolnienie. Aktualnie wygląda to tak, że nie boli mnie kręgosłup przez godzinę po treningu. Ale sypiam normalnie, a to zasługa głównie Pure właśnie. Regularne treningi są dość męczące, co mnie bardzo cieszy.

I z powodu tego napięcia i dużego obciążenia sprawą wiadomą, w piątek postanowiłam wstać godzinę wcześniej i spóźnić się godzinę do pracy. O 5:30 byłam już po śniadaniu, a pół godziny później w drodze do Pure. Czekałam (wcale nie sama!) na otwarcie klubu od 6:25. Kilka minut później już byłam w szatni.
BAJKA. Dość pusto, ale nie zupełnie, bo razem ze mną było 8 osób o 6:40, a co kilka minut docierały kolejne, ale było jeszcze fajniej, niż w niedzielę rano: na totalnym luzie, bez żadnej spinki. Wszyscy mieliśmy świadomość, że nie musieliśmy wstać, nie mamy za sobą ciężkiego dnia w pracy, nikt nas nie zdążył jeszcze wkurzyć i że dzięki temu, że tu rano przyszliśmy, czeka nas wspaniały dzień.
Rozgrzewałam się na rowerku przez 15 minut (przejechałam 5 km), następnie przesiadłam się na orbitrek na kolejny kwadrans i potem poszłam do kącika z gadżetami, gdzie zrobiłam kolejno: 3x 10 squat na bosu, 3xdeska 30 sekund, 3x 25 brzuszki na skośne, kilka minut poświęciłam też zabawie z dużą piłką, następnie porolowałam uda i potem długo się rozciągałam. Cudowny, godzinny trening. Prysznic i do pracy, gdzie czekał mnie ogień i przez trening wyszłam dopiero o 17:30, zamiast o 16, ale ani chwili nie żałowałam.
Mam nadzieję, ze uda mi się to praktykować 2-3 razy w miesiącu. Nie chcę częściej, bo zajęcia grupowe wieczorami są zbyt ciekawe, by je odpuszczać. Ale kopniak energetyczny był ogromny!
Sobotę całą cierpiałam przy każdym siadaniu, wstawaniu, nie mogłam się śmiać, kaszleć. Przesadziłam z napinaniem brzucha, tzn ilość powtórzeń nie była powalająca, ale wciąż wracam do formy.

Core board


No i dziś, w niedzielę, tez miał być trening rano, a był po 11:00, bo przeciągnęliśmy wspólne śniadanie tak długo, jak się dało.
Właściwie dziś byłą powtórka z piątku, tylko zrobiłam 1 serię więcej brzuszków i dodałam 4 serie po 10 skrętów na czymś, czego musiałam poszukać w internecie, bo nie miałam pojęcia, jak się nazywa. CORE BOARD. Z pozycji deski robiłam skręty na maksa w lewo, następnie w prawo, z każdym skrętem trzymając biodra nieruchomo. Pracuje grzbiet, ramiona i brzuch, aj! Od razu sobie poszukałam innych ćwiczeń, które przy pomocy tego magicznego urządzenia można wykonywać. Wrzucam zdjęcia core board z tej strony.
Czuję brzuch, czuję uda, jest dobrze.

I dziś też były pustki od rana w klubie. Większość powyjeżdżała na weekend pewnie. Lubię takie dni tam.
Przyszły tydzień kształtuje się podobnie, tylko jutro mam nadzieję zostać na całej jodze, a w piątek rano mnie nie będzie w klubie, więc tez pewnie będą 4 treningi.
A spodnie coraz bardziej wiszą... A ja się czuję coraz lepiej, fizycznie. Będzie fajnie; jeszcze trochę i poczuję jakąś różnicę, bo nie chcę ciągle mówić, że wracam do formy.

Przyjemności w nadchodzącym tygodniu, ćwiczcie!