czwartek, 28 listopada 2013

Pasta fasolowa

 Uwielbiamy wszelkiego rodzaju pasty. 1-2 razy w tygodniu jemy guacamole (teraz jest bardzo dobre i w przystępnej cenie awocado!), lubię pastę jajeczną, z makreli, uwielbiam hummus, tapenadę z czarnych oliwek, często też robię poniższą pastę, w różnych wariacjach, dodając przesmażone pieczarki, zmiażdżony czosnek lub suszone pomidory, albo ostatnio 2 łyżki domowego przecieru pomidorowego, którego spory zapas dostałam od mamy Michała.


PASTA FASOLOWA

puszka czerwonej fasoli
łyżeczka słodkiej papryki
szczypta oregano
szczypta ostrej papryki
3-4 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz
opcjonalnie: 3-4 pokrojone suszone pomidory i 2-3 łyżki passaty pomidorowej 
lub ząbek czosnku

Fasolę odsączyć, wszystkie składniki zblendować. Konsystencja i smak zależą tylko i wyłącznie od Waszych upodobań.
Do pracy zabieram z pieczywem lub pokrojonymi w słupki marchewkami i selerem naciowym, wzbudzając zazdrość wśród współpracowników ;)




Pasta fasolowa



niedziela, 24 listopada 2013

Razem


No właśnie. Wciąż jesteśmy razem, wszyscy. Mamy 3 pokoje, ale mieszkamy w jednym, dwa pozostałe mają być/są remontowane. W poprzednim mieszkaniu były 2 pokoje, każde z nas miało swój, każde siedziało z książką, przy swojej muzyce, przy swoim komputerze. Koty były trochę na rozdrożu, nie wiedziały, z którym z nas siedzieć. 
Teraz nie mają takich dylematów i jest ogromna zmiana w ich zachowaniu. Bajka jest dużo spokojniejsza, chętniej się bawi z nami wędkami, sporo czasu poświęcamy też na jej głaskanie, nie jest taka nieprzystępna, o Jokerze nawet nie wspominam, bo zmienił 
się diametralnie, odkąd tu zamieszkaliśmy. Jeśli mówiłam, że to kot nie do zagłaskania, 
to nie wiem, jak teraz to nazwać. Powinien mieć zmienione imię na Pieszczoch albo Głaszczmniebezkońca. W ogóle jest dużo odważniejszy, dużo rzadziej ucieka w ataku paniki, a właściwie są to niezwykle rzadkie sytuacje.
Jestem prawie pewna, że zmiany w zachowaniu kotów oraz ich większy spokój ducha 
są podyktowane tym, że mieszkamy wszyscy w jednym pomieszczeniu. 
Dobrze, że są plusy remontu, jednak wkrótce się skończą... Ale nie uprzedzajmy faktów, bo jest pewien plan, z którego koty powinny się bardzo ucieszyć.

Jeszcze jedno: częściej siedzą obok siebie, nie bijąc się. Patrzą na siebie łagodniej, częściej się obwąchują, zamiast bić jeden drugiego po głowie (dosłownie, Joker to damski bokser, ale Bajka nie lubi się w to bawić, niestety).

A może to też jesień/zima?

Ps. Za miesiąć minie rok, od kiedy Joki Joke jest z nami. To nie do uwierzenia.

Ps2. Jedna z moich ulubionych reklam. Be more dog. ;) 

sobota, 23 listopada 2013

Money money money

Jest dużo lepiej, wciąż kaszlę, ale mniej i wyraźniej odkaszluję, tzn pozbywam się ;)

Tymczasem my biegamy po ikeach i innych miejscach, wciąż niezdecydowani co do kuchni. Miała być czerwona, miała być biała, stanęło na szarej lub beżowej. Lakierowana, z połyskiem. Żaden z tych dwóch ostatnich kolorów mi się na początku nie podobał, 
ale spojrzałam na nie z innej perspektywy w zestawieniu z różnymi dodatkami. Dzieje się. Jestem już zmęczona, ale... pozytywnie. Tylko... dlaczego to tyle kosztuje? 
Wiem, że to na lata, wiem. Ale dużo i tak, no kurde. Dostaliśmy pierwszą wycenę naszej naprawdę małej kuchni - 15 tys. Wprowadziliśmy poprawki (w międzyczasie zmieniliśmy koncepcję, więc nawet nie samą ceną zmiany były podyktowane) i stanęło na 7,5, 
ale w tej cenie mamy kuchnię z Ikei ze sprzętem AGD - tę, którą wybraliśmy. 
I pewnie na Ikei stanie, co podejrzewaliśmy od początku. Nie umiem inaczej - wciąż myślę, gdzie możemy pojechać za tę kasę, serio. Wygląda jednak na to, że w najbliższych kilku latach nigdzie nie pojedziemy, jeśli mowa o takich wakacjach 2-tygodniowych. 
Będziemy pewnie robić kilkudniowe wypady i tyle. Zawsze coś! W zamian za to będę miała gdzie gotować przez najbliższych kilkanaście lat.

Tymczasem wciąż mieszkamy w dużym pokoju i kuchni. Przytulnie nam, dużo czasu razem, koty szczęśliwe, ale o tym jutro... ;)

Myślę, co na jutrzejszy obiad i pizza wydaje się najlepszym pomysłem. A w poniedziałek może dyniowe gnocchi? Mam dwie dyńki i nie zawaham się ich użyć! A planuję jeszcze nawet dokupić. Spieszmy się kochać dynie, wkrótce odejdą...



piątek, 22 listopada 2013

Bo każdy z nas jest Włochem



Czy uwierzycie, że znowu jestem chora? Uporczywy kaszel i ból gardła zaprowadziły mnie do lekarza w środę rano. Wzięłam urlop na te 3 dni. Pani doktor jest załamana moim brakiem odporności. Ja też, ale wszystko przez to, że nie biegam, a nie biegam,
 bo boli mnie kolano. W ten weekend kupuję kije do NW, żeby cokolwiek robić na zewnątrz, minimum 3 razy w tygodniu. Jedną zimę w życiu nie chorowałam - biegałam wtedy, 
nawet przy -15, to nie może być przypadek. No i zaczęłam chorować w tym krótko po tym, 
jak z roweru przesiadłam się na tramwaj. Raz: ludzie w tramwaju, zarażający. Dwa: rower jako rodzaj aktywności fizycznej, hartował, chociaż jeździłam jak było +2-4 stopnie najniżej.

Tym razem nie dostałam antybiotyku, tylko jakiś słaby chemioterapeutyk ;/ Ale na kaszel, który nie pozwalał funkcjonować, pomogła dopiero herbata z majeranku. 
Udało mi się wczoraj usnąć. Prawie zupełnie przestałam kaszleć, a dzisiaj już więc odkaszluję, więc pewnie leki zaczęły działać.

Gotuję sobie krem z buraków, słucham GRRR! Stonesów, czytam Eco, piszę, co mam do napisania. I planuję.

Doskonała reklama Fiata 500. Włosi zbajerują każdego. I każdy, prędzej czy później, chce być jak oni ;) I jeszcze Prada.

A w temacie - Natalia była we Włoszech, chociaż zarzekała się, że Italia jest na jednym z ostatnich miejsc, do których z mężem się wybiorą. Tam odbyło się szkolenie. Zachwycona! Zwróciła uwagę na coś, co mi już umyka - chyb a zbyt wiele razy tam byłam. Tam, na bardzo wysokich stanowiskach, ludzie nie mają zadęcia, które u nas występuje u pierwszego lepszego kierownika działu. To prawda.

Tęsknię za Italią, nie byłam w tym roku i czuję, jak mi tego brakuje. Zawsze mnie to naładowywało na kolejny rok: słońce, ludzie, ich optymizm i podejście do życia. Po cichu wierzę, że uda się w przyszłym roku chociaż kilka dni urwać w Rzymie, skoro mamy tanie linie i skoro mamy nocleg za free w Wiecznym Mieście.

UPDATE: kino włoskie w TVP Kultura! Nie przegapić!


niedziela, 17 listopada 2013

Doris Lessing nie żyje

Smutno. Zmarła Doris Lessing, jedna z moich ulubionych pisarek. Mam zaledwie 10 jej książek, ale uwielbiam, chłonę, rozkoszuję się każdym jej zdaniem. Kto nie czytał, 
niech nadrabia. 
Miała 94 lata.


Doris Lessing*
* zdjęcie pochodzi z tej strony

czwartek, 14 listopada 2013

Placuszki dyniowe

Jakiś czas temu robiłam pęczotto z pieczoną dynią. Specjalnie upiekłam jej więcej
(w kawałkach, skórą do dołu), żeby pozostałą część zblendować na puree, którego użyłam następnego dnia do śniadania.

Placuszki tak mi zasmakowały, że postanowiłam w najbliższym czasie przygotować duuuużo słoików z puree i zapasteryzować. W ten sposób całą zimę będę mogła robić sobie takie śniadania. A i puree jest świetną bazą do zupy czy ciasta z dynią.
Przyda się na pewno! Dziś przytargałam 8 kilogramów dyni (a to jedynie połówka...)
i w weekend będę z nią walczyć. Mam nadzieję zrobić też dżem dyniowo- pomarańczowy, ale o tym wkrótce napiszę.

Przepis z Kwestii Smaku, która nigdy nie zawodzi.

PLACKI DYNIOWE

ok 400 g purée z upieczonej dyni 
3 łyżki jogurtu naturalnego  
2 jajka
2 łyżki oleju roślinnego lub roztopionego masła
2 - 3 łyżki cukru 
1,5 szklanki mąki pszennej 
2 łyżeczki proszku do pieczenia 
mała szczypta soli

W misce wymieszać purée z dyni z jogurtem naturalnym (nie musimy dodawać jogurtu jeśli puree z dyni było rzadkie, wodniste). Następnie krótko zmiksować 
lub wymieszać z jajkami oraz 2 łyżkami oleju, dodać cukier oraz mąkę uprzednio przesianą i dobrze wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz solą. Wszystko krótko zmiksować do połączenia się składników na gładką i jednolitą masę. Składniki można też mieszać łyżką.
Rozgrzać patelnię (np. naleśnikową lub inną z nieprzywierającą powłoką) i posmarować ją olejem. Nakładać po 1 pełnej łyżce ciasta zachowując odstępy. Wyrównać powierzchnię nałożonego ciasta.
Placki smażyć na niezbyt dużym ogniu, do czasu aż urosną i będą ładnie zrumienione (przez około 3 minuty). Przewrócić na drugą stronę i smażyć do zrumienienia, przez około 1,5-2 minuty. Przed smażeniem następnej partii patelnię wyczyścić ręcznikiem papierowym lub gąbką.
Podałam je z cukrem pudrem i powidłami śliwkowymi. Ścieraliśmy też na placuszki cynamon i były jeszcze lepsze.

placuszki dyniowe



poniedziałek, 11 listopada 2013

Alla nostra casa

Początek pakowania
Sporo tego zgromadziliśmy. Dopóki się nie wyprowadzasz, nie wyobrażasz sobie nawet, jak dużo. Ale właściwie gdy się wyprowadzaliśmy do Poznania prawie 4 lata temu, 
nie mieliśmy nic - nawet talerzy, no nic. A mieszkanie, które wynajmowaliśmy, było zupełnie puste. Więc logicznym jest, że trochę wszystkiego musieliśmy zgromadzić. 
Książki ale przeklinałam, ha! Kto to wszystko nakupował?! ;)

Pierwszy dzień był dziwny - czułam się, jak na wakacjach, zastanawiając się np. gdzie mogą być małe łyżeczki. Potem było coraz lepiej, ale jako właściciele poczuliśmy 
się dopiero po kilku dniach, gdy jechaliśmy stąd do pracy. Po kilku dniach też odgruzowaliśmy się z kartonów tzw niepotrzebnych, które wynieśliśmy do piwnicy 
(na szczęście mamy sporą, prawie 8 m kw), ale i tak jest średnio, bo mamy trzy pokoje, a mieszkamy ze wszystkimi klunkrami w jednym. Drugi pokój jest remontowany, 
a trzeci będzie później. Karton na kartonie. 
Ale nie narzekajmy ;)

Ciężki tydzień za mną, bo choć szczęśliwy - w końcu na swoim! - to bardzo cierpiałam 
z powodu astmy i alergii. Kurz jest moim wrogiem, największym. Do tego jesień (pleśnie). No i początek remontu. To wszystko spowodowało, że budziłam się kilka razy w nocy 
z powodu duszności i kaszlu. A odetchnąć mogłam jedynie w pracy. I wspomóc mogłam Michała tylko na początku, przy ściąganiu tapety i kleju. Gdy potem zeskrobywał farbę 
i zaczęło pylić i się kurzyć, musiałam już wyjść. Przestawił drzwi, pozatykał je od spodu 
z dwóch stron wilgotną szmatą i po 2 dniach przestałam się dusić. Już wiemy, ze na czas gipsowania będę musiała się wyprowadzić do babci na 2-3 dni. Inaczej po prostu nie dam rady. Ale na malowanie wrócę i mam nadzieję, że chociaż to będę mogła zrobić. 
Bo niefajnie jest nie uczestniczyć w remoncie swojego mieszkania.

Jesteśmy zasypani magazynami wnętrzarskimi, wybieramy wciąż podłogi, kolor ścian. Na kuchnię jesteśmy prawie zdecydowani, ale chyba poczekamy na nią kilka miesięcy, niestety. Z utęsknieniem czekam na szafę, w tym tygodniu ktoś przyjedzie, wymierzy, poda termin wykonania. Wspomagamy się komodą i Ikeą, która proponuje ciekawe rozwiązania na przechowywanie ubrań i pościeli, gdy czekasz na szafę lub jesteś na walizkach. ;) Swoją drogą, jak dobrze mieć Ikeę pod nosem, naprawdę!

Mamy w końcu internet, powoli się ogarniam, więc nie zostawię Was już na tak długo. ;)


Nasze klucze ;)