Mam trochę więcej czasu ostatnio, niż przeciętny człowiek, więc zaczynam kombinować. Z chlebem też. Oj, najlepiej uczyć się chleba i bułek od Trufli, mówię Wam. Ta dziewczyna to złoto. I od niej właśnie jest przepis na chleb żytnio-gryczany. Bajka. I z dżemem i z hummusem z soczewicy (też jej autorstwa, zresztą, poszukajcie u niej na blogu), oczywiście wcześniej musi być kawałek dobrego masła. Ja w ogóle lubię masło (niestety), ale odkąd robię chleb, to zupełnie zwariowałam na jego punkcie, bo nie wiem, czy jest coś lepszego od ciepłego jeszcze, parującego chleba, dopiero wyjętego z Waszego piekarnika z grubą warstwą masła... Aj!
Jest trochę ciężki w smaku, ale lubię takie. No i ta skórka! Cudownie chrupiąca, naprawdę cudownie! Te dwa bochenki zniknęły błyskawicznie u nas, oboje sobie równo wydzielaliśmy, co może tylko oznaczać, że szybko do niego wrócimy.
Przygotowanie tego chleba jest dziecinnie proste, zresztą Trufla pięknie i czytelnie wszystko tłumaczy. Wkrótce zabieram się za jej kolejne bochenki, nie mogę się już doczekać! Ale dziś lub jutro chciałabym zrobić bułki według jej receptur. Muszę tylko zaopatrzyć się w żyletkę, żeby nacięcia były choć zbliżone, bo tak idealnie, jak u niej, to chyba nigdy nie będą...
Piękne słońce dziś, więc uciekam za chwilę do lasu na godzinkę!
Życzę Wam dużo słońca i miłości w tym tygodniu :)
Zostawiam Was z Lapsley, do której się w końcu przekonałam. Przesłuchajcie tę płytę, jest dostępna na Spotify. Dla mnie najlepszy chyba jest utwór numer 1, ale zostawiam Was z tzw hiciorem, który jest jednocześnie ukłonem w stronę koleżanki z południa Polski. To dzięki niej dałam Lapsley drugą szansę.
Domowy chleb, najlepszy. <3
OdpowiedzUsuńTak! Uwielbiam! :)
OdpowiedzUsuń