niedziela, 22 marca 2015

Calm down/ Białe I. Wiśniewskiej

Wstałam tuż po wyjściu Michała z domu, czyli o 8:30 (on z kolei umówił się z kumplami na bieg 50-kilometrowy...). Lubię taką niedzielę - wstać niezbyt późno, mieć w głowie plan na gotowanie na najbliższe przynajmniej 2h, a jednocześnie świadomość długiego dnia przed sobą.
I teraz mi trochę przykro, że już po 19, a ja jeszcze mam kilka rzeczy do zrobienia, bo jednak nie wyrobiłam się ze wszystkim.
Jedz i biegaj Scotta Jurka

Michał potrzebował czegoś wysokobiałkowego po takim treningu, więc zdecydowaliśmy się na burgery z zielonej soczewicy i pieczarek, do których dodałam m.in całą szklankę posiekanych orzechów włoskich, dwie szklanki posiekanego świeżego szpinaku i kilka innych pyszności. Wegańsko, tym razem z książki Scotta Jurka. Cudowna ilość burgerów dokładnie na 4 obiady, więc jutro też te klopsy, a na dwa kolejne obiady zamrożę. Są pyszne, koniecznie je zróbcie!

Właściwie z rzeczy, które muszę zrobić, to prasowanie (zajmie mi nie więcej niż 10 minut) i smalec z fasoli do pracy na dwa dni (już cebulka stygnie, więc tylko zmiksować pozostaje), więc właściwie nie jest tak źle.
Liczyłam też na krótką sesję jogi na rozruch, bo dziś czuję się już naprawdę dobrze, ale mogę zrobić sobie to przed snem, bo dziś będzie naprawdę symbolicznie.

Jutro wracam do pracy, mniej więcej w połowie tygodnia na siłownię i obiecuję sobie nie szaleć z niczym, a najmniej z życiem. Nie dam się, w pracy również, zajechać. Nie pozwolę sobie na brak czasu na sen i regenerację oraz na jogę, którą zaniedbałam. Skupiam się na sobie, w końcu.

Popijam herbatę z konfiturą imbirową od Natalii, która to (konfitura) wygrała u mnie minioną (nie)zimę. Mam jeszcze 1 słoiczek i uśmiecham się do niego w myślach, bo nie raz nas jeszcze zaskoczy chłód tej wiosny.

Kota cień, oczywiście na tytule...

A na zdjęciu obok konfitury jest książka, którą serdecznie Wam polecam. "Białe" Ilony Wiśniewskiej. Wydawnictwo Czarne nie zawodzi. To jeden z najlepszych reportaży, które miałam okazję czytać. Jestem ciepłolubna, niech wystarczy Wam na dowód fakt, że kocham Włochy. I przyznaję, że pierwszy raz w życiu poczułam ogromną chęć, by zobaczyć na własne oczy Spitsbergen i pobyć trochę z jego mieszkańcami. Serio.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz