niedziela, 28 lutego 2016

Pęczotto Ottolenghiego

Slap in the face chyba podziałał, ogarnęłam się w tym tygodniu. Dziękuję za maile, smsy, jak również telefony, które podziałały jak balsam. Fajnie, że jesteście.

Nie czułam się co prawda rewelacyjnie, ale to dlatego, że choruję na coś, co leczę, a o czym nie mogę jeszcze powiedzieć, ale wierzę, że w końcu wyleczę i opowiem tu :) 

W weekend lubimy coś nowego ugotować. Ostatnio często korzystamy z "Jerozolimy" Ottolenghiego. W końcu Wam o tym napiszę, bo jest o czym. To jeden z najlepszych prezentów, jakie dostałam od Michała. Od dawna Izrael chodzi mi po głowie, a odkąd gotujemy z tej książki, to sprawdzam częściej loty w tamtym kierunku... 

Feeria barw i smaków na talerzu wita nas za każdym razem, gdy testujemy kolejny przepis. I nigdy nie zawodzi smakiem. To prawdziwa skarbnica cudowności kuchennych. Bardzo polecam. Cholernie inspirująca.
 



Dziś coś bardzo łatwego, bo większość tych przepisów jest z poziomu "bardzo łatwe". Pęczotto. Czy wspominałam, że uwielbiam pęczak? 
 


RISOTTO PĘCZAKOWE Z MARYNOWANĄ FETĄ
"Jerozolima", strona 109, przepis z moimi niewielkimi modyfikacjami

200 g pęczaku
30 g masła
90 ml oliwy
2 łodygi selera naciowego
2 szalotki
3ząbki czosnku
2 łyżeczki tymianku
1/2 łyżeczki wędzonej papryki
liść laurowy
4 paski skórki od cytryny
1/4 łyżeczki płatków chilli
1,5 puszki pokrojonych pomidorów z puszki
800 ml bulionu warzywnego
300 g sera feta
łyżka nasion całego kminku
natka pietruszki

Kaszę opłukujemy pod zimną wodą i odstawiamy.
Masło z 2 łyżkami oliwy rozgrzewamy na bardzo dużej patelni. Podsmażamy seler, szalotki i czosnek do miękkości na małym ogniu. Następnie dodajemy kaszę, tymianek, paprykę, liść laurowy, skórkę z cytryny, chilli, pomidory, bulion i łyżeczkę soli. Mieszamy wszystko, zagotowujemy, a następnie zmniejszamy gaz i dusimy ok 35-40, minut mieszając co jakiś czas, żeby kasza nie przywarła. Większość sosu się wchłonie, kasza ma być miękka ale nie rozgotowana.
 
W międzyczasie prażymy kminek parę minut na suchej patelni, a potem ścieramy w moździerzu część ziaren. Dodajemy je do pozostałej oliwy i do takiej marynaty wrzucamy pokruszoną fetę.
Nasze risotto, gdy jest już miękkie doprawiamy do smaku i rozkładamy do miseczek, dodając fetę wraz z oliwą oraz posypując natką pietruszki.


Powyższa porcja jest na 4 osoby. Nakładając na talerz, zaśmiałam się pod nosem, że maksymalnie na 3. Ale nie doceniłam fety, zamarynowanej w oliwie... To obiad dla 3 głodnych osób (w naszym przypadku na dwa dni, chociaż drugiego dnia miałam ugotowany kapuśniak...). Sycące, rozgrzewające, aromatyczne, przepyszne! Michał już w trakcie obiadu poprosił o powtórkę.

A na najbliższe dni do pracy ukręciłam pastę z czarnej fasoli. Żeby znowu było inaczej. W ubiegłym tygodniu w bułeczkach królowała rzeżucha z parapetu, w kolejnym będzie to ta cudowna pasta. Do niej liść sałaty, krążek papryczki chili podzielony na 4-6 części, na odrobinie masła czubata łyżeczka zmielonego siemienia lnianego, może też pasek czerwonej papryki. Mam nadzieję, że Wy też bawicie się "zwykłymi" bułkami do pracy. 
Ale kto wytrzyma 8h w pracy na jednej bułeczce? Drugie śniadanie to chia pudding na mleku sojowym waniliowym. Jeszcze nie zdecydowałam, co będzie dodatkiem, chyba zmiażdżona gruszka z bananem. Już zacieram ręce.

Miłego i smacznego tygodnia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz