sobota, 26 grudnia 2015

Przeżyłam

Udało się, nie było najgorzej. Nie ukrywam, że wczorajsza butelka wina na sen ukoiła. 

To wcale nie jest tak, że tylko leżymy, jemy sernik (jogurtowy, nie taki ciężki!) i czytamy. Ale prawie. 

Tuż po przebudzeniu oboje wybiegliśmy do lasu. Aż się w głowie zakręciło od wysiłku na świeżym powietrzu! A może od emocji, who knows. Sporo biegaczy, sporo spacerowiczów, las pełen, czego nie lubię, ale za późno wstaliśmy, to narzekać nie wypada. To jednak budujące, że ludzie chcą się ruszyć z kanapy w święta, że odklejają się od telewizora (sic!) i odsysają od butelki wódki (fuj!). Obu rzeczy u nas brak, nie tylko w święta. 

Między pasztetem z batatów, barszczem na własnym zakwasie i ulepionymi przez nas pierogami, pamiętam o kompocie z suszu, który tak cudownie robi na trawienie. I cieszę się, że nasze święta nie są takie ciężkostrawne, bo po biegu porannym taki pasztet, który poza batatami ma też z sporo soczewicy, jest idealny (węglowodany+białko). Oboje marzymy mimo wszystko o jakimś ryżu, albo makaronie po prostu... Jutro pojawi się gość na obiedzie, to może coś takiego normalnego zjemy, mhm? 

Jutro też siłownia będzie otwarta. Porzucam sztangą i będzie zupełnie normalnie?





Teraz o przyjemnościach, bo obiecałam się zebrać do kupy.
Część prezentów powyżej. Tak się boję Ottolenghiego, bo poza rozdziałem mięsnym jest tam wszystko, co chciałabym zrobić. Cudowna, wymarzona pozycja. Boję się dlatego, że będę jeszcze więcej gotowała. Rzeczy Iwaszkiewicza to bardzo osobiste - Michał wie, jak kocham i cenię twórczość tego pisarza. Terzani - bo zawsze dostaję coś włoskiego, a okazało się, że "W Azji" to książka, o której myślę od dłuższego czasu, więc krzyknęłam "Skąd wiedziałeś?!", ponieważ nie podzieliłam się z nim planem jej posiadania. Ale Michał wie. Dziewięć lat razem robi swoje.
Harper Lee, bo oboje uwielbiamy "Zabić drozda". "Witajcie w raju", żebyśmy nigdy nie chcieli podróżować do kurortów i pamiętali o okrutnym przemyśle turystycznym, zwiedzając jakiekolwiek miejsca. A Detroit? Bo ciekawa jest historia upadku tego miasta, no i koleżanka Ren polecała, więc zakodowałam jakiś czas temu.

A teraz wracam do tych drobnych przyjemności, w jednej ręce trzymając widelczyk do ciasta, a w drugiej książkę.

 

2 komentarze:

  1. "Jerozolimę" miałam w ręku, pięknie wydana, przepisów nie sprawdzałam, z żalem odłożyłam na księgarską półkę z myślą jeszcze nie teraz, Tiziano Terzani pisze ciekawie, podróżowałam z nim w "Powiedział mi wróżbita", więc Azję jego okiem poznałabym chętnie i jeszcze po "Witajcie w raju" ku przestrodze sięgnęłabym chętnie.Zapowiada się u Ciebie wielka czytelnicza uczta, ale na szczęście takie nie grożą niestrawnością i przejedzeniem he he he :-)

    OdpowiedzUsuń