niedziela, 16 sierpnia 2015

Transatlantykowi goście

Kiedy ktoś u nas nocuje, to zdecydowanie najprzyjemniejszą częścią spotkania jest wspólne śniadanie. 
Staram się wykorzystać ten czas maksymalnie i zaprosić kogoś nowego, kto jeszcze z nami nie jadł lub nie zna osoby, która u nas śpi.
Eliza z Łodzi spędziła z nami poprzedni weekend, Tomasz nie mógł dotrzeć, ale zaprosiliśmy też Andrzeja.

W piątek piliśmy piwo i wybieraliśmy filmy na Transatlantyk (bo w tym celu m.in przyjechała Eliza), ale ja byłam z nimi jedną nogą, drugą szykując śniadanie. Było bardzo gorąco, a na sobotę zapowiadali w Poznaniu 38 stopni, więc wykluczyłam wszystkie ciepłe potrawy i placki smażyłam właśnie w nocy, żebyśmy mogli je zjeść na zimno.

Andrzej przyjechał chwilę po 10:00 z arbuzem, paprykami i nieprzyzwoitą ilością pomarańczy, z których zrobił nam sok (przywiózł nawet swoją wyciskarkę, to dopiero gość!). O arbuzie ostatecznie zapomnieliśmy, ale zajadaliśmy się nim w niedzielę, już sami.



Placki cukiniowe, do których podałam przyprawiony jogurt grecki, okazały się dość sycące. Ale był jeszcze hummus, który zagryzaliśmy świeżo zrobionym chlebem oraz warzywami (papryka, ogórek). Na takie śniadanie musi być hummus, tak myślę. Przecież na nie ma na świecie nikogo, kto nie lubiłby hummusu!
Funkcję deseru spełniał pudding chia, na który podam przepis od niezawodnej Maddy


CHIA PUDDING Z ESPRESSO

4 banany
½ l mleka sojowego waniliowego 
4 łyżeczki nasion chia 
4 łyżki mielonych migdałów 
100 - 200 ml przestudzonego espresso 

Wszystko razem zmiksować, wstawić na noc do lodówki, a następnie czekać na komplementy. Jest magia.

 Jak już zjedliśmy, co trochę trwało, Andrzej podwiózł nas do kina (dziękuję za klimatyzację, naprawdę dziękuję!), więc od razu kupiliśmy bilety, a ponieważ do seansu mieliśmy jeszcze ponad godzinę, poszliśmy na wystawę Let's dance. Kto nie był, ten trąba, ja byłam już dwa razy :) Tym razem miły pan nam dokładnie opowiadał wszystko po kolei, więc było jeszcze ciekawiej.

Po kinie wypadało już coś zjeść, więc po długich wahaniach (z klimą czy bez), poszliśmy do Je Susa, nowej wegańskiej knajpy na Taczaka. Chłodnik z ogórka, a następnie spring rollsy nas bardzo zadowoliły, pewnie będziemy wracać :) Ja się jeszcze zakochałam w lemoniadzie pokrzywowej.

Spring rollsy w Je Susie
Tradycyjnie nie zrobiliśmy sobie z Elizą żadnego zdjęcia...

Eliza kiedyś pisała bloga, może do niego wróci, mhm? Bo smacznie tam było bardzo!
Zapraszamy do nas częściej i jednocześnie obiecujemy wyprawę do Łodzi, którą dla nas odczarujesz, już to wiem :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz