niedziela, 31 stycznia 2016

Owsianko-jaglanka z pastą tahini i prażonym amarantusem

2 łyżki płatków owsianych górskich, 1 łyżkę płatków orkiszowych i 2 łyżki kaszy jaglanej zalałam niepełną szklanką mleka, dodałam pół szklanki wody. Po zagotowaniu wyłączyłam gaz, przykryłam na 10 minut.
W tym czasie uprażyłam 2 łyżki amarantusa (jak słodko orzechowego smaku wtedy nabiera! Aż...waniliowego? Tak, to chyba to! A wystarczy poświęcić temu 2 minuty... Naprawdę warto), pokroiłam 2 daktyle, oprócz tego dodałam też pół banana, który został z pierwszego śniadania, łyżkę pasty tahini, łyżkę zmielonego siemienia lnianego (zawsze mamy trochę w słoiczku, w lodówce) i łyżkę żurawiny. Dosłodziłam odrobiną miodu. I mogłam umierać. Czasem tak niewiele trzeba, odrobina zmiany w codziennym śniadaniu, by zupełnie je odświeżyć. Po 40 minutach jogi była to prawdziwa nagroda.


O owsiankach i jaglankach powinnam Wam częściej pisać, bo jemy  je 4-5 razy w tygodniu, a kombinacji może być milion, zupełnie serio. 

Dziś, wyjątkowo jak na niedzielę, nie miałam treningu na siłowni. Wczoraj zrobiłam mocny i długi, bo prawie 80-minutowy, by kolejny zrobić jutro rano - miałam zaplanowany urlop. Niestety koleżanka z działu się rozchorowała, więc urlop mam odwołany i jutro treningu nie zrobię, ale to nic. Dziś po pierwszym śniadaniu joga nie była żadnym spontanem, tylko zaplanowanym workoutem, a właściwie strechingiem, bo taki dziś miała akurat charakter, ale przed savasaną, zrobiłam drążkową próbę. Nieudaną, niestety. Ale obiecałam sobie przynajmniej raz w tygodniu próbować. Ogarnę drążek, wiem, że jest to w moim zasięgu. Wszystko jest. W nadchodzącym tygodniu spróbuję ponownie. W końcu mi się uda.

Nie wspominam jednak dziś o tych ćwiczeniach i pysznych śniadaniach bez powodu. Rano się mierzyłam. 2 cm w brzuchu mniej w stosunku do 30.12. Dużo, ale bardzo pilnowałam, by nie obżerać się w ostatnich tygodniach, zminimalizowałam też słodycze. I efekty widać od razu. Z ciekawostek: rok temu w brzuchu miałam 8 cm więcej!!! Nie wiem, jak to możliwe, że byłam takim klopsem.

Jedną ręką trzymam filiżankę z zieloną herbatą z granatem, drugą "wylizuję" chlebem talerz po makaronie z anchois i kaparami  w sosie pomidorowym (mój absolutnie ulubiony makaron!), a dziś będę jeszcze kręcić pastę słonecznikową do kanapek. Już mi dobrze na samą myśl.



Jeśli nasze drogi są tak odległe,
dlaczego wciąż mnie wołasz?
Jeśli jesteś pewny że niepotrzebnie,
dlaczego wciąż mnie wołasz?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz