niedziela, 31 maja 2015

Chleb. Przepis podstawowy.

To jakiś skandal, że jeszcze o tym nie pisałam. Jeśli w jakikolwiek sposób mogłabym podsumować rok 2014, to na pewno nazwałabym go Rokiem Chleba, bezapelacyjnie.

Od czerwca ubiegłego roku nie kupujemy chleba. Pieczemy. Wciąż się uczymy, zima miała służyć za czas eksperymentów na chlebie, ale ten podstawowy przepis jest wciąż dla nas tak doskonały, że nie mamy jeszcze takiego parcia, by ładować do niego starte jabłko, albo ugotowaną kaszę, albo inne cuda.

Raz upiekłam chleb z gałązką rozmarynu w środku i było super, ale musiałabym go dopracować trochę...




No i należy wspomnieć, że wciąż jesteśmy totalnymi laikami, jeśli chodzi o zakwas, tzn dopiero w ostatnich kilku miesiącach zaczęłam go dokarmiać. Wcześniej właściwie nie było takiej potrzeby, bo co 7-10 dni pieczemy nowy chleb. Przygotowuję go z kilograma mąki, wychodzą nam piękne 3 bochenki, z których 2 mrożę.

Skąd zakwas? Ha, można zrobić samemu, ale zakwas, jak wino, z wiekiem szlachetnieje, dlatego warto sprawdzić na zakwasowej mapie Polski, czy w pobliżu Waszego miejsca zamieszkania jakaś dobra dusza nie ma zakwasu. My mieliśmy to szczęście, że Michał dostał od znajomego w pracy. W pakiecie z przepisem, który troszkę przerobiliśmy. Zakwas ma w tej chwili 2,5 roku. Jest doskonały. W razie czego poratuję, dajcie tylko znać, już kilka razy za jabłko sprzedaliśmy go dalej.

Około 2 h przed początkiem całego procesu, wyjmuję zakwas z lodówki, po 1h dokarmiam go*, a następnie czekam kolejną godzinę, by się uaktywnił i zabieram się za wyrabianie chleba.

Wciąż pieczemy z mąki żytniej, z której ciężko uformować kształt, dlatego lepiej piec go w formie. Nie ukrywam, że wciąż marzy mi się uformowanie swojego bochenka, ale jakoś na pszenną nie mam chęci... Właśnie ten gluten, którym wszyscy straszą (my się glutenu nie boimy, co to, to nie!), tak pięknie trzyma w ryzach ciasto, ze pozwala się formować tylko za pomocą dłoni.

No i jak już mi się uaktywni zakwas to do wielkiej miski wrzucam:

1 kg mąki żytniej typ 720 (używam z młyna Szczepanki)
2-3 płaskie łyżki soli
1 łyżka cukru
otręby (2 szklanki - jedna owsianych, druga pszennych albo żytnich) 
pół szklanki słonecznika
pół szklanki siemienia lnianego
zakwas (około 3-4 łyżki)

Mieszam. Dodaję partiami 5 szklanek wody, mieszam dobrze, przykrywam suchym ręcznikiem i zostawiam na ok 4 godziny.
Po tym czasie wykładam masę do 3 foremek wyłożonych papierem, w środek ładując kminek lub czarnuszkę (do środka, przykrywam to masą na chleb), do jednego zawsze też garść pestek dyni.
Do słoika odkładam 3 łyżki zakwasu.

Foremki przykrywam suchym ręcznikiem i odstawiam na minimum 8h. Następnie piekę 50 minut w temperaturze 240 stopni i co 10 minut zmniejszam temperaturę, zostawiając ostatecznie na 190stopniach. (uwaga: to zmniejszanie nie jest koniecznie, możecie ustawić po prostu na 200stopni, ale zaczynając od wyższej, jest ładniej przypieczony). Na noc zostawiam w piekarniku, do wystudzenia.
Trudno, ale warto wytrzymać, bo najlepszy jest kolejnego dnia.

Doskonały do oliwy. Do życia. Do wszystkiego w ogóle.





*Dokarmić zakwas- są różne szkoły, ja robię tak: dodaję 3 łyżki mąki (żytniej lub orkiszowej) i 3 łyżki wody. Mieszam, odstawiam, by się poruszył, tzn zwiększył. I ponownie ląduje w lodówce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz