poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rowerowo - Kiekrz

Trzy tygodnie temu wybraliśmy się z przyjaciółmi na piknik rowerowy. Była duszna niedziela.

Podstawą dobrej wycieczki jest zawsze posiłek. My zrobiliśmy focaccię (jedną z oliwkami, rozmarynek i solą gruboziarnistą, drugą bez soli, bo nasi współtowarzysze bardzo mało solą), których kawałki maczaliśmy w oliwie z oliwek, a oni pastę z suszonych pomidorów oraz kotleciki z kalafiora, w których ostatnio się zakochałam. Były też pomidory i sezamowe ciasteczka. Ciężko było się później zebrać, by wracać do domu. Szczególnie, że miejsce na piknik, które znaleźliśmy, było totalnie odosobnione, choć blisko ścieżki, ale chyba już za daleko dla codziennych spacerowiczów. Jedliśmy, rozmawialiśmy o Iranie, odpoczywaliśmy i głęboko oddychaliśmy, ciesząc się sobą i lasem wokół. Przyjemny spokój.




Mimo balastu w formie przeciążonych żołądków, pojechaliśmy okrężną drogą, przez Kiekrz. I tam właśnie, zjeżdżając z dłuuugiej górki przy jeziorze, usłyszeliśmy huk. Marcin złapał gumę. Już chciałam dzwonić do rodziny, która w Kiekrzu ma działkę i jest tam w każdy weekend, ale okazało się, że to niepotrzebne. Michał ma przy sobie zawsze klucz i zapasową dętkę. 




Dzięki porannemu treningowi, na który dojeżdżam rowerem, przejechałam tego dnia 56 km. 
Wróciliśmy po 19, zjedliśmy obiadokolację, wypiliśmy piwo i poszliśmy spać. To był udany dzień :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz