sobota, 24 stycznia 2015

Karpacz, czyli kocham góry, choć kolana do wymiany

Wspominam, nadrabiam... To najważniejsza oznaka, że zdrowieję :)

We wrześniu ubiegłego roku udało mi się wyrwać na weekend w góry. Tym razem bez Michała, był to wyjazd firmowy, ale prywatny, tzn skrzyknęliśmy się w pracy na wyjazd, za który każdy z nas płacił.
Nie sądziłam, że może być tak przyjemnie i normalnie, gdy jedziesz z ludźmi z pracy, serio. I to z korpo!
Przepis jest prosty: nie pij za dużo i nastaw się na wyczerpującą wycieczkę.

Jacek, który zna świetnie polskie góry, a po Karpaczu mógłby nas oprowadzać z zamkniętymi oczami, był świetnym przewodnikiem.

Niestety, wracając, okazało się, że prawe kolano mi wysiadło - mimo, że kijki były cały czas w użyciu, odciążając, co trzeba. Czy kiedyś uda się pojechać w góry i nie cierpieć z powodu kolana? Marzę o tym, bo góry są naprawdę zajebiste.

Spójrzcie tylko, na jaką pogodę trafiliśmy! 











Mam nadzieję, że w tym roku również się uda gdzieś razem wyjechać. Uwierzcie: wyjazdy firmowe nie muszą oznaczać służbowej najebki i gonienia się quadami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz