Dogadzam sobie, nie ma co. Ale czyszczę zamrażalnik z zapasów przynajmniej.
Worek zupy dyniowej się znalazł, który przez 2 dni mi dotrzymywał towarzystwa. Na śniadanie podsmażyłam na masełku robione kilka miesięcy temu kopytka ziemniaczane - posypałam cukrem i od razu było mi lepiej.
Worek zupy dyniowej się znalazł, który przez 2 dni mi dotrzymywał towarzystwa. Na śniadanie podsmażyłam na masełku robione kilka miesięcy temu kopytka ziemniaczane - posypałam cukrem i od razu było mi lepiej.
Przedwczoraj odczułam działanie antybiotyku i ścięło mnie na cały dzień zupełnie. Nie znoszę tego rodzaju osłabienia, zawsze mam ochotę z tym walczyć.
Wczoraj, dla odmiany, trochę mocy już było. Postanowiłam zrobić chleb, bo w sumie to się kończył. Na fali lepszego samopoczucia, wzięłam się za zupę ziemniaczano-porową.
Upiekłam do niej brukselkę, której główki przekroiłam na pół i podałam jako wkładkę do kremu. Poza zupą zjedliśmy też puree ziemniaczane z rozmarynem, do tego jajko sadzone, no i taką marchewkę. Raczej marchewki już nie powtórzę, bo nie jemy praktycznie nic smażonego i odczuliśmy to bardzo. Za ciężkie to dla nas, że poza jajkiem z patelni, jeszcze marchewka. No ale miałam misję nawitaminizowania się (phi, jakbym tak wcześniej nie jadła!)
Upiekłam do niej brukselkę, której główki przekroiłam na pół i podałam jako wkładkę do kremu. Poza zupą zjedliśmy też puree ziemniaczane z rozmarynem, do tego jajko sadzone, no i taką marchewkę. Raczej marchewki już nie powtórzę, bo nie jemy praktycznie nic smażonego i odczuliśmy to bardzo. Za ciężkie to dla nas, że poza jajkiem z patelni, jeszcze marchewka. No ale miałam misję nawitaminizowania się (phi, jakbym tak wcześniej nie jadła!)
Wyskoczyłam w dresie chorobowym do warzywniaka, który mam pod blokiem. Zakupiłam białą rzodkiew, seler, 2 korzenie pietruszki, wspomnianą wcześniej marchew. A dziś sobie to wszystko upiekłam. Dota mi przypomniała, jakie to proste. Polałam oliwą, oprószyłam solą, pieprzem i utartymi w moździerzu kuminem oraz kozieradką. Zajebiste.
Poza tym grzecznie leżę, czytam Prousta i inne smutne rzeczy.
Zasłuchuję się też wciąż w Nat. Świetna płyta. Namawiam!
Poza tym grzecznie leżę, czytam Prousta i inne smutne rzeczy.
Zasłuchuję się też wciąż w Nat. Świetna płyta. Namawiam!
Taka pora roku, brak słońca sprzyja paskudnym infekcjom , zdrowiej i do formy dobrej wracaj. Takie proste jedzenie bardzo mi odpowiada, spróbuję upiec brukselkę w piekarniku, nie lubię zapachu gotowanej.
OdpowiedzUsuńpodczas gotowania, zdejmij pokrywkę, włącz pochłaniacz, to zapach uleci. Ja akurat lubię :)
UsuńWszystkie dania o których piszesz brzmią wspaniale i tak sobie uświadomiłam, że nigdy nie jadłam pieczonej brukselki, a przecież musi być przepyszna ;) I te wszystkie pieczone warzywa na zdjęciu wyglądają bardzo smakowicie ;)
OdpowiedzUsuńja ja najpierw gotowałam 3 minuty, bo miała być cała do zupy, ale podczas jej gotowania pomyślałam, że to bezsens, mogę ją zapiec z resztą! i dorzuciłam do piekarnika.
UsuńTu dużo robią przyprawy, a następnego dnia warzywa smakowały jeszcze lepiej! Tylko soli potrzebują, niestety.
No i przydałby się też jakiś dressing do pełni szczęścia, np z soku z granatów, albo z pomarańczy... mhmhmh... Ale bez tego, tylko z solą i przyprawami też pycha! :)
Ja brukselkę jak i większość warzyw zazwyczaj jem bez soli, więc dodam tylko przyprawy :) A ten dressing z soku z granatów na pewno świetnie pasuje i wypróbuję to połączenie chyba :P
UsuńJa brukselkę jak i większość warzyw zazwyczaj jem bez soli, więc dodam tylko przyprawy :) A ten dressing z soku z granatów na pewno świetnie pasuje i wypróbuję to połączenie chyba :P
Usuń