czwartek, 3 września 2015

Już nigdy...

W czwartek rozmawialiśmy w pracy trochę o jeździe rowerem do pracy i zapytali mnie, kiedy ostatnio przebiłam dętkę. Powiedziałam, że nigdy i szybko dodałam, że nie powinnam tak mówić, ale kto by wierzył w takie rzeczy... Śmialiśmy się wszyscy. 

Przebiłam ją więc w piątek, ale wbił się kolec, więc flak nie od razu się pojawił i na tej dętce przejechałam jeszcze 50km, zanim stwierdziliśmy, że coś jest nie tak.




W poniedziałek musiałam więc pierwszy raz skorzystać z Poznańskiego Roweru Miejskiego. Padał deszcz, mój rower nieczynny, ale czy to znaczy, że od razu mam się przesiąść do tramwaju? Nie poddaję się tak łatwo. 
Największa zabawa, to jazda od stacji do stacji, by zmieścić się w 20 minutach, wtedy nie płacimy za wypożyczenie. Prawie mi się udało :)

Rowery się sprawdzają, są wygodne, mają pojemny koszyk, który mieści moje wszystkie klunkry, tylko musiałabym nosić przy sobie klucz, by dopasować wysokość siodełka. Trochę problemów miałam, bo albo tablica nie działała, albo stacja nieczynna, albo nie było miejsca w stacji, by rower oddać, ale pracownicy infolinii odbierają telefon od razu i są bardzo pomocni.

Temat nie był dla mnie już istotny, skoro Michał rower mi naprawił. We wtorek, wracając z pracy już moim rowerem, przebiłam dętkę po raz drugi; dacie wiarę? Prowadziłam rower 4 km do domu i śmiałam się, że to niemożliwe. Majce się to przecież nie zdarza.

Karma?


Dziś przypomniałam sobie o The Streets.





Dry your eyes mate
I know it’s hard to take but her mind has been made up
There’s plenty more fish in the sea
Dry your eyes mate
I know you want to make her see how much this pain hurts
But you’ve got to walk away now
It’s over



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz